poniedziałek, 27 września 2010

26.09.2010 Katastrofa polskiego autokaru na podberlińskiej autostradzie

Dotknęła mnie osobiście. Dostałem zjeby z centrali, bo zostawiłem służbowy telefon w domu. Wiem, zarzucisz cynizm, ale jakieś intro musi być.
Teraz do meritum.
Dwie rzeczy zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Swoją drogą, rzeczy które robią Niemcy zazwyczaj robią wrażenie na Polakach ;)
Numero uno, ilość Eurocopterów po kraksie. Z tego co wiem, oczywiście mogę się mylić, w Polce latają/mają latać, 23. Eurocoptery. W Reichu, na miejscu wypadku, było ich siedem. Matematyka mówi, że to 1/3 śmigłowców które posiadamy. Nie wiem, czy w miejsce katastrofy autokaru na terenie Polski pojawiłaby się podobna ilość maszyn. Śmiem wątpić, że dyspozytor LPR, czy ktoś co się tym zajmuje, zaryzykuje przerzucenie 30% sprzętu w jedno miejsce.
Tak, tak, Niemcy są bogatsi od nas bla, bla, bla. Polski lotnik poleci na drzwiach od stodoły, a polscy lekarze to europejska awangarda, bla,bla, bla.

Numero duo, czerwony namiot, czyli polowe stanowisko ratownicze, czy jak to się tam nazywa, rozstawiony kilka metrów od mercedesa który spowodował wypadek. Oczyma wyobraźni widzę zjeby, które dostają ratownicy od proroka, który siłą rzeczy (no offence), na miejscu pojawi się ostatni. Przecież to miejsce katastrofy w ruchu lądowym, rozstawienie namiotu w takim miejscu mogło zatrzeć istotne dla dochodzenia ślady. Bla, bla, bla.
Przesadzam?
Może.
Dlaczego przesadzam?
Bo dookoła widzę, że ludzie starają się kierować zdrowym rozsądkiem.
Tylko nie tu.

PS - Powiesz, że kalam własne gniazdo? Nie. Życzę mu jak najlepiej. Szkoda, że ustawodawcy mają do niego mniej miłości niż ja.