poniedziałek, 2 marca 2009

Dziennikarze piszący vs. fotoreporterzy

W każdym środowisku istnieją podziały. Naturalne i sztuczne. Motocykliści jeżdżący na ścigaczach, chopper`ach i cross`ach. Fotografujący Nikonem, Canonem, Hasselblad`em. Zbiory, grupy, podgrupy. Jedni psioczą na drugich, udowadniając swoją wyższość. Typowe polskie, a może ludzkie, piekiełko.

Nie inaczej jest w światku dziennikarskim. Dziennikarze z tygodników, miesięczników i dzienników. Gazet regionalnych i ogólnopolskich. Telewizyjni, radiowi i prasowi. Przez ten cały "k****dołek" przebiega wyraźna granica, pomiędzy operatorami kamer i fotoreporterami, a całą resztą. Czytasz to i myślisz, jakież to złogi frustracji w nim leżą. O co mu chodzi, czego się znowu czepia.

Tak, czepiam się. Dlaczego? Dlatego. Nie chodzi mi o kiboli, bo to idioci których możnaby sanitarnie odstrzelić. Nie idzie o bezczynność, głupotę, a może złą wolę ochrony. Nie boli, aż tak bardzo, brak reakcji ze strony Lechii.
Złości, doprowadza do szału, wk***ia jeden drobny szczegół:

"I nawet dziennikarze miejscowych /trójmiejskich/ gazet nie uważają tej sprawy za istotną."

Dziennikarz piszący który dostał, w jego mniemaniu, niesłusznie mandat, zrobi z tego awanturę. Porysowali samochód na parkingu strzeżonym - awantura i szukanie winnych. MPO nie odśnieżyło drogi - awantura, sążniste artykuły. Fotoreporter dostaje od kiboli w głowę kawałkiem lodu i traci przytomność - ot zaledwie incydent podczas stadionowej burdy. Niegodny uwagi wypadek przy pracy.

Bodajże Jerzy Urban powiedział kiedyś, że istnieje tylko to, co dziennikarz zobaczył z okien swego samochodu w drodze z domu do pracy i z powrotem.

Pierwsze prawo funkcjonowania homo sapiens w środowisku redakcyjnym: "Szybkość tracenia umiejętności odróżniania spraw istotnych od błahych, jest wprost proporcjonalna do godzin spędzonych za biurkiem w newsroom`ie."
To się nie zmieni. Nigdy.


06.03.2008
p.s. Posypuję głowę popiołem, ale tylko trochę. Na wybrzeżu ukazały się teksty dotyczące tego "incydentu". Szkoda że tak późno :/

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

No nieprzyjemny ten "incydent"...
A co do tematu posta - mam wrażenie, że ta granica podziałów o której piszesz, tak naprawdę przebiega pomiędzy dwiema zasadniczymi grupami: ludźmi dużego formatu (czyli tymi, którzy dawno zeszli z drzewa) i ludźmi małego formatu (czyli tymi, którzy wciąż dyndają na ogonach).
Miałam swego czasu okazję poobserwować wasze środowisko rozważając ten zawód jako opcjonalny, a wnioski co do obiektów mojego podglądactwa były dość spójne niezależnie od tego czy ktoś "skrobał" czy ktoś "pstrykał" (tak, za te określenia też co wrażliwsi z was się obrażają), i wnioski te zamykały się w takich oto nader miłych słowach: frustracja, podejrzliwość, megalomania (kompleks niższości), nieprzystępność. Milusio co? Wymieniać dalej? Nie będę, bo masz oko i zmysł obserwacji, to i zdanie sobie wyrobiłeś.
Ciekawa jestem czy może tym razem to ja się czepiam, niewykluczone...
A czego ci brak, to może zwykła ludzka SOLIDARNOŚĆ. ???.

By the way, nie myslałeś przypadkiem o zmianie wspomnianego formatu i "pstrykania" dla rekinów tego biznesu, typu Focus, National G., Travel, Podróże, etc. zamiast łowić martwe gołębie i mordy toruńskich płotek politycznych? Fotki marokańskie zrobiłeś do rzeczy, zwłaszcza te z Wielkiej Kuwety...
Życzę więcej wiary w siebie i odwagi- to bardzo męskie :)

Leniu pisze...

Wiesz o czym myślę? O hodowli psów, domku na wsi, własnej knajpie. O tym żeby znowu mieć w sobie radochę z fotografowania.
A Wielka Kuweta to samograj, każdy idiota tam zrobi dobre foty.
A gołębie będę fotografował nawet gdybym fotografował dla NG :)
Dzięki za bywanie.
Pzdr.