środa, 8 września 2010

Walka z układem

Nauczycielka która ujawniła, że dzieci muszą klęczeć pod gazetką z religii, z rękoma w górze, straciła prace. Młody lekarz, który doniósł na profesora z którym pracował, bo patrzeć nie mógł jak staruch tonami, bez żadnych zahamowań, brał łapówy, został „zdeptany” przez swoich kolegów. Wojskowy, który miał na tyle odwagi, żeby pokazać syf w jakim toną służby mundurowe, jest szykanowany (to słowo nie oddaje całego wyrafinowanego wachlarza sposobów, w jaki można zgnoić człowieka) przez kolegów. Mieszkaniec Wąbrzeźna, który nie może wywalczyć swego, w majestacie wyroku NSA, bo w malutkim miasteczku, cała „elita” baluje na weselach i” urodzinkach” u wspólnych znajomych. Mamy jedne z najdroższych autostrad, bo wszyscy kręcą lody, na dojnej krowie, jaką jest skarb państwa. Oczywiście w majestacie prawa.

Chcecie więcej? Mogę bez końca. Przykłady nie tak rzadkie czy odosobnione, jak decydenci starają się nas przekonać. Ważne, żeby „ciemny lud” klęczał ze zgiętym karkiem, najlepiej z mordą na kłódkę.

To tłumaczy, dlaczego Jarek przegrał swoją walkę z wszechobecnym układem. Błąd a priori. Prawda jest taka, że w Polsce nie ma wielkiego układu. Są dziesiątki, setki tysięcy małych układzików. Wszędzie. Służbowych, medycznych, towarzyskich, lokalnych, dziennikarskich, regionalnych, policyjnych, biznesowych, familijnych. Gdzie się nie obrócić.

Masz ochotę z tym walczyć? Chcesz się kopać z koniem, z perspektywą, że gdy dziennikarze odjadą, a prokuratura umorzy, koń odda, tak że Ci bokiem wyjdzie?
No właśnie...
Dalej zatem będziemy dryfować, po morzu bylejakości, samozadowolenia i tumiwisizmu, w Bóg raczy wiedzieć jakim kierunku. Ahoj!

A ty młody, skocz zrobić kawkę, bo stare wróble muszą wykroić sobie porządny kawał tortu.

4 komentarze:

tom pisze...

szanowny kolego - kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem. Zastanowiłem się chwilkę i okazało się, że sam nie raz byłem współtwórcą albo inicjatorem jakiegoś "układu" oczywiście na skalę jednoosobowej działalności gospodarczej ale... rodzi się pytanie czy gdybym miał większe możliwości i wpływy nie dałbym zarobić rodzinie, znajomym prędzej niż komuś obcemu niestety - wątpię. Dlatego nie dziwi mnie to ani nie oburza, mierzi i obraża mnie tylko brak finezji i elegancji. Pozdrawiam ;)

Leniu pisze...

Nie boli mnie że ktoś zatrudnia znajomego, dając mu zarobić, jeśli ów znajomy zna się na robocie i potrafi ją dobrze wykonać. Za duży chłopiec jestem. Boli mnie, że daje się zarobić znajomym,którzy nie potrafią porządnie wykonać roboty. i to niestety jest powszechne. Zresztą w nosie z zatrudnianiem i zarabianiem. Do szewskiej pasji odprowadza mnie źle rozumiana solidarność zawodowa, zmowy milczenia, zamiatanie pod dywan, sekowanie ludzi, którzy mają odwagę chcieć coś zmienić w przegniłych układach.
Pzdr.

tom pisze...

niestety :) muszę się tym razem z Tobą zgodzić

Leniu pisze...

Mój Panie, życie... ;)