poniedziałek, 9 lutego 2009

Cascades d’Ouzoud


Informacje tu i tu. W życiu nie widziałem wodospadu z prawdziwego zdarzenia. Dwa dni odpoczynku od naganiaczy i wrzaskliwych straganiarzy. Cudnie.

Ciekawie się wodospad rozrastał. W przewodniku napisali, że ma około 110 metrów. Gdy dojechaliśmy na miejsce i znaleźliśmy kwaterę, po krótkiej rozmowie z "localsem" dowiedzieliśmy się że ma 120 metrów. W knajpie u podnóża wodospadu miał już 125 metrów. Znając życie, gdybyśmy przepłynęli łodzią na drugi brzeg, miałby 130 jeśli nie 135 metrów.
Ta historyjka pokrótce tłumaczy dlaczego jednym z haseł wyjazdu był zwrot "nigdy nie wiesz". Był też drugi, ale mniej przyzwoity i o nim później ;) Nigdy nie wiesz czy człowiek z którym rozmawiasz mówi prawdę, półprawdę, czy może łże jak pies. Nigdy nie wiesz czy taksówkarz z którym umawiasz się na kurs przytnie na dirhamach maksymalnie, trochę, czy jedziesz za przyzwoitą kwotę. Nigdy nie wiesz co czeka cię za następnym rogiem. Nigdy nie wiesz ile zapłacisz za zakupy (poza nielicznymi wyjątkami). Nigdy nie wiesz kiedy dostaniesz zamówiony posiłek. You never know.
p.s. O towarzyszach i towarzyszkach posiłków przy wodospadach jutro.
p.s.2 Małe białe plamki w cieniu, po prawej stronie wodospadu to ludzie :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

A ja znów boleśnie uświadamiam sobie "Wiem, że nic nie wiem", zwłaszcza, że byłam w Marrakeszu we wrześniu, a dopiero teraz dowiedziałam się o istnieniu wodospadu. Tak, znów wspięłam się na szczyt własnej ignorancji. To zaczyna być nawet zabawne...
Miałam mało czasu i zobaczyłam tylko fragment południa i wybrzeże. Najbardziej utkwiła mi w myślach Assauira (nie pamiętam dokładnie pisowni), wąskie mediny i swoisty bród-smród (podobno Hendrix tam mieszkał-miałam za guide'a berberyjskiego chłopa, który swoją wiedzą o ekon.-kult. zawiłościach mógłby obdzielić tysiąc takich mało bystrych osób jak ja). Zrobiłam trochę fot, z których jak na amatorskie oko jestem nawet dość zadowolona. Jasna sprawa, z Twoimi Robert się równać nie mogą - piękne są i już. A kozy na arganiowych drzewkach... surrealizm, hm? A lepianki w wioskach Atlasu z talerzami sat na dachach, cywilizacja? A wąska wstega piaszczystej drogi między nieskończonymi czerwonymi spiekotami, Route 66? Wrzuć jeszcze jakieś ciekawostki. Zazdroszczę Ci, troszeczkę...:)

Leniu pisze...

Będzie, będzie. Materiału jest sporo, więc tasiemiec pt. "Wuj Mat w podróży" będzie się wlekł :)
Kóz na drzewach nie widziałem, ale plantacje krzewów reklamówkowych robią wrażenie :D