środa, 25 lutego 2009

piątek, 20 lutego 2009

czwartek, 19 lutego 2009

Narty na piasku - Sahara





Który mówił że się nie da!?

poniedziałek, 16 lutego 2009

Acidofilni tubylcy


Na styku kultur. Jeden z wielu sklepików z tandetą.

sobota, 14 lutego 2009

Fez part II


A w każdym domu dekoder Telewizji Trwam ;)

czwartek, 12 lutego 2009

Fez - rezydencja królewska





Potwierdzenie teorii "nigdy nie wiesz". Idziesz ciemnymi i ciasnymi uliczkami starej części miasta, wychodzisz zza rogu i BUUUM. Wielki plac, na placu budynek z bramą niczym z baśni 1000 i jednej nocy. Zachwycające detale gdziekolwiek wiedziesz wzrokiem. Witaj w Fezie.

Miasto, które wywarło na mnie najkorzystniejsze wrażenie ze wszystkich miast, w których byłem. Klimat medyny niczym z książki Patricka Süskinda "Pachnidło". Smród, brud, ciasnota i ubóstwo, a wszystko to w swym klimacie bardzo autentyczne. Nie było w tym fałszywej nuty, którą wyczuwałem w Marakeszu czy Meknes. Marokańskie miasta w ogóle nie wywarły na mnie dobrego wrażenia, w przeciwieństwie do rozległych połaci tego kraju, jednak w Fezie jest jakaś magia. Może to jego wiek, może to, że mieszkańcy nie zeuropeizowali się w tym złym stylu, co stało się z mieszkańcami nieszczęsnego Marakeszu. Może doskonale wyczuwalne tętno starego, mądrego, spokojnego człowieka, jakim jest w moich oczach to miasto. A może przez to, że spotkałem tam Abdula. Nigdy nie wiesz :)

p.s. Dzisiaj miałem wytykać nasze zapóźnienie cywilizacyjne w stosunku do Maroko, ale temat, który chciałem poruszyć jest arcydelikatnej natury. Muszę się z tym przespać. Może później do niego wrócę.

środa, 11 lutego 2009

Pastilla i marokańska obsługa

O jedzeniu było odrobinę. Rozwinę temat. Poniżej fotka potrawy zwanej pastilla. Nie wpadło mi do głowy, żeby ją uwiecznić i muszę się posiłkować internetem :/




Nigdy nie ukrywałem, że gołębi pasjami nie znoszę. W różnych kulturach zabicie i zjedzenie przeciwnika było dość często stosowanym rytuałem. Mięso którego używa się jako farszu w tej potrawie to mięso gołębia, znane są wariacje typu kurczak, jagnięcina itp. ale klasyczna jest z gołębiem. W farszu jakieś warzywka plus orzechy. Jak nie skorzystać z takiej okazji. Szczura przestworzy ze smakiem pochłonąłem :D Potrawa serwowana na słodko, z cukrem pudrem.

Tutaj dotykamy clue sprawy, czyli serwowanie posiłków w "restaurantach" wszelkiej maści. Zachowanie oczywiste, jednakże ze świecą go szukać w rodzimych lokalach gastronomicznych pretendujących do zaszczytnego miana restauracji (nie będę wytykał palcem ale na samym Starym Mieście znalazłbym dziesięć przykładów).

Drogie kelnerki i kelnerzy, szefowie lokali gastronomicznych i kierownicy sal, powiadam Wam, nawet w afrykańskim kraju obsługa wie i staje na głowie aby tego dopilnować, że jeśli kilka osób zamawia posiłek to powinno się podawać talerze z zawartością wszystkim klientom JEDNOCZEŚNIE. Analogicznie po zakończonym posiłku zabieramy talerze gdy WSZYSCY skończą. Nie mówię tu o klasyfikowanych lokalach z gwiazdkami, czy Bóg wie jakich. Nawet w najpodlejszej jadłodajni, gdzie właściciel, kucharz i kelner ma na imię Hamid, jest sam, a menu trudno odlepić od rąk, stanie na głowie by nie uchybić zasadom. Rozumiem, że tak ich wyuczyli Francuzi, nie zmienia to jednak faktu mili toruńscy restauratorzy, że Wy i Wasza obsługa jesteście 100 lat za muslimami, a sztućce owijane w serwetki i finezyjne menu tego nie zmienią, jeśli nie znacie PODSTAWOWYCH zasad.

Magot - Macaca sylvanus







Towarzysze i towarzyszki posiłków przy wodospadzie. Miejsce w którym serwowano posiłki (przy dużej dozie dobrej woli można by je nazwać restauracją) zdominowały te stworzonka. Informacje tu. Siedzenie przy stoliku po którym biegały małpy, oglądanie jak kradną z niego jedzenie, na początku jest zabawne i zajmujące. Potem zaczynasz myśleć o drobnoustrojach, bakteriach, wirusach, pasożytach i wszystkim co z tym związane. Na sam koniec pojawia się posiłek. Myślisz inszallah i wcinasz.

Specjalizacja to klucz do sukcesu, tak mówią. Znalazłem dziedzinę fotografii w której mógłbym się specjalizować. Fotografowanie małp. Są dokładnie takie jak my, tylko bez grubej otoczki cywilizacyjnej. Mimika, zachowania wszelakie, stadne i osobnicze. To niesamowite jak bardzo są do nas podobne. W zasadzie my do nich. Nasi prapra...prarodzice :) Mógłbym powiedzieć dokładnie to samo, co powiedział Abdul gdy rozmawialiśmy o różnicach i podobieństwach między naszymi nacjami. The same nature. O ile z Abdulem mogłem zgodzić się w 70%, patrząc na małpy daję 100%.

poniedziałek, 9 lutego 2009

Cascades d’Ouzoud


Informacje tu i tu. W życiu nie widziałem wodospadu z prawdziwego zdarzenia. Dwa dni odpoczynku od naganiaczy i wrzaskliwych straganiarzy. Cudnie.

Ciekawie się wodospad rozrastał. W przewodniku napisali, że ma około 110 metrów. Gdy dojechaliśmy na miejsce i znaleźliśmy kwaterę, po krótkiej rozmowie z "localsem" dowiedzieliśmy się że ma 120 metrów. W knajpie u podnóża wodospadu miał już 125 metrów. Znając życie, gdybyśmy przepłynęli łodzią na drugi brzeg, miałby 130 jeśli nie 135 metrów.
Ta historyjka pokrótce tłumaczy dlaczego jednym z haseł wyjazdu był zwrot "nigdy nie wiesz". Był też drugi, ale mniej przyzwoity i o nim później ;) Nigdy nie wiesz czy człowiek z którym rozmawiasz mówi prawdę, półprawdę, czy może łże jak pies. Nigdy nie wiesz czy taksówkarz z którym umawiasz się na kurs przytnie na dirhamach maksymalnie, trochę, czy jedziesz za przyzwoitą kwotę. Nigdy nie wiesz co czeka cię za następnym rogiem. Nigdy nie wiesz ile zapłacisz za zakupy (poza nielicznymi wyjątkami). Nigdy nie wiesz kiedy dostaniesz zamówiony posiłek. You never know.
p.s. O towarzyszach i towarzyszkach posiłków przy wodospadach jutro.
p.s.2 Małe białe plamki w cieniu, po prawej stronie wodospadu to ludzie :)

niedziela, 8 lutego 2009

Sahara


Zdumiała mnie niesamowita prostota i czystość tego miejsca. Składa się z nieba, słońca, piasku i wiatru. Połączenie dwóch ostatnich od razu uświadamia do czego służy chusta. Peeling serwowany przez naturę. Bolesny.

sobota, 7 lutego 2009

Volubilis alias Walili


Informacje o miejscu tu i tu. Nieoceniona pomoc przy wychodzeniu z szoku kulturowego. Sam fakt, że dotarła tu cywilizacja łacińska był bardzo krzepiący. Nigdy nie byłem w Rzymie, ale ten skrawek Imperium Romanum był wówczas dla mnie cenniejszy niż całe Wieczne Miasto razem wzięte. Swojskie bocianie gniazdo. Ostatni oddech przed pogrążeniem się w śmierdzących, ciasnych uliczkach medyn.