Gdzie nie spojrzę widzę dobrych ludzi którzy chcą komuś pomóc. Kup butelkę wody, a pomożesz zbudować studnie dla potrzebujących. Pieniądze zebrane na tym balu zostaną przekazane głodującym dzieciom. Kupno tej świeczki wspomoże nasze dzieło pomocy ubogim. Oni wszyscy angażują swój czas i umiejętności, żeby uczynić świat choć odrobinę lepszym. Skoro tyle robią, czy ja mogę być gorszy? Przecież nie żądają ode mnie wiele. Kilka złotych zaledwie, myślimy. I co robimy? Chwytamy za portfel, aby poprawić swoje samopoczucie. Poczuć się lepszymi. Wsłuchanymi w głos cierpiących. Bardzo dobrze. Znaczy się uczuciowość wyższa jest. Niestety mało kto zadaje sobie pytanie na które i tak, niczym od rzecznika korporacji, nie otrzyma wyczerpującej odpowiedzi. Jaki procent z tych pieniędzy trafi do potrzebujących? W znakomitej większości przypadków uczciwą odpowiedzią będzie... ułamek.
Wyśmienity przykład to szeroko rozumiana pomoc humanitarna. Znajomy pracujący na placówkach, w krajach Trzeciego Świata opowiadał jak to wygląda od środka. 80% środków finansowych przekazywanych przez donatorów ostatecznie trafia do centrali. Gdziekolwiek by się nie mieściła, w Anglii, Francji czy Czechach. Przecież trzeba z czegoś wypłacić pensje pracownikom, utrzymać biuro zapewnić łączność, etc. Salę na bal charytatywny opłacić, a stearyny na świece też nie da nikt za darmo. Sposób w jaki wydawane są pieniądze, bez względu na to czy jest to Afganistan, czy Sudan, to temat na inne rozległe opowiadanie. Trzeba Wam wiedzieć, że charytatywność to doskonały i wielce dochodowy interes. Sprzedawanie dobrego samopoczucia? Bezcenne. Czy nie lepiej zatem zrobić tak jak niektórzy spośród nas? Pójść do MOPS, czy MOPR, spytać o namiary i potrzeby. Dokonać rozeznania poprzez rozpytanie, tak by pewnie powiedział policjant :) Kupić karton, wypełnić go wszelakimi dobrami i zanieść/wysłać potrzebującym. Będziesz mieć pewność co się stało z Twoimi pieniędzmi ;) Na pohybel pośrednikom.
Oczywiście jest kilka organizacji, które nie pompują kosztów i kierują się ideami, ale głupi nie jesteście i wiecie, że są w znakomitej mniejszości.
wtorek, 28 grudnia 2010
poniedziałek, 27 grudnia 2010
Poczuj magię tych świąt
Żule, którzy wykorzystują ten czas, licząc na hojność zabieganych ludzi. Wychodzenie z supermarketu o 22-iej, bo przecież tyrasz jak wół, i nie masz czasu wcześniej zrobić zakupów. Rokroczne wykłócanie się z rodziną, co będziesz robić w święta, bo nie potrafią zrozumieć, że to jedyna chwila, kiedy masz czas tylko i wyłącznie dla siebie. Do tego choróbsko, które rozkłada na cały okres świąt.
Choinka, owszem... zapachowa :P
Choinka, owszem... zapachowa :P
niedziela, 19 grudnia 2010
środa, 15 grudnia 2010
Dlaczego właśnie świąteczny karp ?
Jak co roku w mediach pojawiają się wstrząsające relacje z handlu karpiami. A to, że ociekają krwią, a to, że się duszą. Skandal, szok, i horror :)
A ja karpia nie kupuję, bo nie lubię. Jest tyle pysznych ryb, które można jeść, a Polacy, z oślim uporem kupują na Wigilię karpia. Chińczycy setki lat temu hodowali karpie jako rybę ozdobną. Był okres, kiedy jeden z cesarzy zakazał konsumpcji karpia (mądrzy ludzie ci Chińczycy). Karp to ryba, którą duża część ludzi uważa za niejadalną.
W dawnej Polsce na wigilijnym stole zawsze gościły ryby. Stały się one pewnego rodzaju synonimem luksusu. Jadano wtedy: łososie, jesiotry, sumy, węgorze, szczupaki, karasie i inne. Na stołach uboższych rodzin królował solony śledź.
Dlaczego zatem, raz do roku, kupujemy na tony tę tłustą, ościstą, i pachnącą mułem rybę? Powód jest taki sam, jak w przypadku wielu innych polskich przywar, takich jak np. tumiwisizm. KOMUNA. Hołdujemy tradycji rodem z komuny. Z czasów, kiedy to bieda aż piszczała, inne ryby były mało dostępne, a ludziom trzeba było dać coś na stół. Rybne gospodarstwa, czy jak to tam komuniści nazywali, produkowały na potęgę karpie, które lądowały na polskich stołach. Nie jestem ichtiologiem, ale przypuszczam, że rybka była mało wymagająca, więc łatwa w hodowli. Stąd staliśmy się jednym z niewielu narodów, który zajada się rybą ozdobną.
Mam znajomego, który wędkuje. Poluje tylko na karpie, bo to jedna z większych ryb jaką można złapać w Polsce. Robi to dla sportu, dla walki z rybą, dla emocji. A potem ją wypuszcza. Broń Boże nie je. I chyba tylko do tego karp się nadaje.
A ja karpia nie kupuję, bo nie lubię. Jest tyle pysznych ryb, które można jeść, a Polacy, z oślim uporem kupują na Wigilię karpia. Chińczycy setki lat temu hodowali karpie jako rybę ozdobną. Był okres, kiedy jeden z cesarzy zakazał konsumpcji karpia (mądrzy ludzie ci Chińczycy). Karp to ryba, którą duża część ludzi uważa za niejadalną.
W dawnej Polsce na wigilijnym stole zawsze gościły ryby. Stały się one pewnego rodzaju synonimem luksusu. Jadano wtedy: łososie, jesiotry, sumy, węgorze, szczupaki, karasie i inne. Na stołach uboższych rodzin królował solony śledź.
Dlaczego zatem, raz do roku, kupujemy na tony tę tłustą, ościstą, i pachnącą mułem rybę? Powód jest taki sam, jak w przypadku wielu innych polskich przywar, takich jak np. tumiwisizm. KOMUNA. Hołdujemy tradycji rodem z komuny. Z czasów, kiedy to bieda aż piszczała, inne ryby były mało dostępne, a ludziom trzeba było dać coś na stół. Rybne gospodarstwa, czy jak to tam komuniści nazywali, produkowały na potęgę karpie, które lądowały na polskich stołach. Nie jestem ichtiologiem, ale przypuszczam, że rybka była mało wymagająca, więc łatwa w hodowli. Stąd staliśmy się jednym z niewielu narodów, który zajada się rybą ozdobną.
Mam znajomego, który wędkuje. Poluje tylko na karpie, bo to jedna z większych ryb jaką można złapać w Polsce. Robi to dla sportu, dla walki z rybą, dla emocji. A potem ją wypuszcza. Broń Boże nie je. I chyba tylko do tego karp się nadaje.
wtorek, 14 grudnia 2010
Nec Hercules contra plures,
czyli, w wolnym tłumaczeniu, i Herkules dupa, kiedy ludzi kupa. Panowie oddajmy pole amatorom.
Podeprę się cytatem: "Świat jest pełen ludzi z aparatami fotograficznymi i łączami internetowymi. Ludzi którzy tylko marzą, aby wysłać w świat coś, czego inni nie wychwycili. Tak sobie myślę, że za kilka lat, dla obniżenia kosztów, gazety korzystać będą wyłącznie z usług anonimowych współpracowników. Już i tak nakłady gazet spadają na łeb, na szyję"
Odrobinę przerysowane, ale właściwie pokazuje kierunek. Zawód fotoreportera się kończy. Jakby przyjrzeć się temu bliżej, można powiedzieć, że całe dziennikarstwo newsowe.
Kilka lat temu podczas spotkania z jednym z fotoreporterów legendarnego "Magnumphotos" usłyszałem znamienne słowa. Facet słusznie zauważył, że możemy wybić sobie z głowy fotografię newsową. Każdy ma przy sobie aparat, choćby w telefonie komórkowym. Nie mamy szans w wyścigu o coraz szybszy przekaz informacji.
Piszę "my", mając na myśli fotoreporterów. Mimo coraz dłuższego romansu z literkami nie czuję się jeszcze pełnym pismakiem.
Jedyną szansą, jak twierdził, jest wyrobienie sobie rozpoznawalnego stylu. Dobrym przykładem jest chyba tutaj Jerzy Gumowski. Następnym sposobem na utrzymanie poziomu są tzw. "duże formy". Fotoreportaże, przemyślane, spójne, długofalowe, wysmakowane artystycznie projekty fotograficzne. Tutaj ukłon w kierunku Patryka Karbowskiego, młodego fotografa z wielkim potencjałem. Co tu dużo mówić, od razu było wiadomo, że chłopak ma power. Taka fotografia prasowa wraca na zachodzie, w Polsce pojawiły się pierwsze słabowite jaskółki, ale nic sobie po nich, na razie, nie obiecuję.
Pamiętajcie panowie, i panie o powszechnej dostępności fotografii. Każdy może kupić sobie średniej jakości lustrzankę cyfrową. Czy każdy będzie robił dobre zdjęcia? Pewnie nie. Czy każda redakcja łyknie darmowe, nawet miernej jakości zdjęcia z wydarzenia? Z pewnością tak.
Doskonałym tego przykładem są portale typu kontakt24, czy alert24. Ludziom sprawia przyjemność fakt obejrzenia ich materiału w ogólnopolskich mediach. Trudno im się dziwić, czy winić o to. Napędzani chęcią zaistnienia pompują w portale setki informacji, zapewniając bezustanny do nich dostęp redakcjom. Firma oszczędza na researchu, dostaje gorące temaciki z marszu, i co najważniejsze wszystko to za absolutną darmochę. A nie ma nic lepszego dla mediów czasów obrazu, niż darmowy obraz właśnie. Miliony mróweczek wykonują robotę, która zwiększa oglądalność/klikalność/sprzedaż. "Od Was dla Was", będące hasłem jednego z tych portali, jest jednocześnie największym jego kłamstwem. Bardziej właściwe byłoby "Od Was dla Nas. Za free."
I z zupełnie innej beczki. Ciekawi mnie, jak starzy wyjadacze dziennikarscy, z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, odnaleźliby się w takim świecie. Gdyby mieli w nim rozpoczynać swoją karierę. Moim zdaniem w ogóle. Przyzwyczajeni do siedzenia za biurkiem, nie daliby rady. Zagoniliby się w piętkę. Jeśli któryś z nich to czyta, proszę o powstrzymanie się od złorzeczeń. Nie mam nikogo konkretnego na myśli. Obserwuję, myślę, komentuję.
Podeprę się cytatem: "Świat jest pełen ludzi z aparatami fotograficznymi i łączami internetowymi. Ludzi którzy tylko marzą, aby wysłać w świat coś, czego inni nie wychwycili. Tak sobie myślę, że za kilka lat, dla obniżenia kosztów, gazety korzystać będą wyłącznie z usług anonimowych współpracowników. Już i tak nakłady gazet spadają na łeb, na szyję"
Odrobinę przerysowane, ale właściwie pokazuje kierunek. Zawód fotoreportera się kończy. Jakby przyjrzeć się temu bliżej, można powiedzieć, że całe dziennikarstwo newsowe.
Kilka lat temu podczas spotkania z jednym z fotoreporterów legendarnego "Magnumphotos" usłyszałem znamienne słowa. Facet słusznie zauważył, że możemy wybić sobie z głowy fotografię newsową. Każdy ma przy sobie aparat, choćby w telefonie komórkowym. Nie mamy szans w wyścigu o coraz szybszy przekaz informacji.
Piszę "my", mając na myśli fotoreporterów. Mimo coraz dłuższego romansu z literkami nie czuję się jeszcze pełnym pismakiem.
Jedyną szansą, jak twierdził, jest wyrobienie sobie rozpoznawalnego stylu. Dobrym przykładem jest chyba tutaj Jerzy Gumowski. Następnym sposobem na utrzymanie poziomu są tzw. "duże formy". Fotoreportaże, przemyślane, spójne, długofalowe, wysmakowane artystycznie projekty fotograficzne. Tutaj ukłon w kierunku Patryka Karbowskiego, młodego fotografa z wielkim potencjałem. Co tu dużo mówić, od razu było wiadomo, że chłopak ma power. Taka fotografia prasowa wraca na zachodzie, w Polsce pojawiły się pierwsze słabowite jaskółki, ale nic sobie po nich, na razie, nie obiecuję.
Pamiętajcie panowie, i panie o powszechnej dostępności fotografii. Każdy może kupić sobie średniej jakości lustrzankę cyfrową. Czy każdy będzie robił dobre zdjęcia? Pewnie nie. Czy każda redakcja łyknie darmowe, nawet miernej jakości zdjęcia z wydarzenia? Z pewnością tak.
Doskonałym tego przykładem są portale typu kontakt24, czy alert24. Ludziom sprawia przyjemność fakt obejrzenia ich materiału w ogólnopolskich mediach. Trudno im się dziwić, czy winić o to. Napędzani chęcią zaistnienia pompują w portale setki informacji, zapewniając bezustanny do nich dostęp redakcjom. Firma oszczędza na researchu, dostaje gorące temaciki z marszu, i co najważniejsze wszystko to za absolutną darmochę. A nie ma nic lepszego dla mediów czasów obrazu, niż darmowy obraz właśnie. Miliony mróweczek wykonują robotę, która zwiększa oglądalność/klikalność/sprzedaż. "Od Was dla Was", będące hasłem jednego z tych portali, jest jednocześnie największym jego kłamstwem. Bardziej właściwe byłoby "Od Was dla Nas. Za free."
I z zupełnie innej beczki. Ciekawi mnie, jak starzy wyjadacze dziennikarscy, z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, odnaleźliby się w takim świecie. Gdyby mieli w nim rozpoczynać swoją karierę. Moim zdaniem w ogóle. Przyzwyczajeni do siedzenia za biurkiem, nie daliby rady. Zagoniliby się w piętkę. Jeśli któryś z nich to czyta, proszę o powstrzymanie się od złorzeczeń. Nie mam nikogo konkretnego na myśli. Obserwuję, myślę, komentuję.
piątek, 3 grudnia 2010
O. Tadeusz Rydzyk i jego historia
Wczoraj Radio Maryja obchodziło swoje 19-te urodziny. Franz Maurer powiedziałby, że z tego radia to już stara dupa jest.
Zjechały autokary, na antenie TV Trwam "lajfowali" zakonnicy, którzy z werwą i zacięciem reporterów TVN24 pozwalali zaistnieć miłośnikom rozgłośni. Przez 12 lat, rok w rok musiałem, niezaproszony, pojawiać się na tych urodzinach. Słuchać wyzwisk, dać się szarpać, marznąć, biegać za limuzynami dygnitarzy, wciskać się do kościoła, przebierać się, przemykać, ukrywać. Kilka lat temu moja ex-firma, zniesmaczona brakiem świetnych fotografii z eventu, przysłała na urodziny Krzysztofa Millera. Fotoreporter o wielkim doświadczeniu zawodowym, który niejedną wojnę widział, poległ na prostym, z warszawskiego pkt-u widzenia, prowincjonalnym temacie. Na głównym grzbiecie poszły oczywiście jego foty, choć wcale nie były lepsze od zrobionych przez Wojcieszka, ale na układy nie ma rady :)
Wszystko to, jako żywo, stanęło mi przed oczyma, gdy w drodze na zakupy, skręciłem w Żwirki i Wigury. Wściekły, że droga zablokowana, że stoi tam jakiś policjant, już miałem dać upust złości waląc w kierownicę, gdy doznałem olśnienia. To ten dzień! Na moją wykrzywioną grymasem wściekłości gębę momentalnie spłynął uśmiech. Tak! Tak! Tak! Klątwa 4 grudnia została zdjęta! Po raz pierwszy od 12 lat nie muszę tam być! Marznąć, sterczeć, wystawiać się "na strzał". Nie dotyka mnie to, nie interesuje, nie zajmuje czasu! W zasadzie zupełnie o tym zapomniałem. Mogę jak normalny człowiek jechać po zakupy.
Gloria in excelsis Deo! :D
Zamykam ten etap. Słowem więcej, na blogu, o Rydzyku się nie zająknę. Aby utwierdzić siebie i Was o słuszności mojej decyzji, wklejam kilka, wyszukanych w sieci, informacji na temat tego pana. Poniżej historia Wielkiego Katabasa Zakonu Redemptorystów, Udzielnego Władcy Fal Eteru, Nieustraszonego Pogromcy Żydów.
"Urodził się w Olkuszu jako owoc nieformalnego związku - nazwisko nosi po matce.W roku 1986 uśmiecha się do niego fortuna. Przez macierzysty zakon zostaje wysłany na placówkę misyjną do Niemiec. W miasteczku Balderschwang styka się z katolicka rozgłośnią radiową. Działalność `Radia Maria International' robi na nim wielkie wrażenie. Pozytywne, bo jest skrajnie ksenofobiczne i nietolerancyjne. A poza tym miesza się w politykę. I tę lokalną, i narodową. Powoduje to ostra reakcję władz (także kościelnych), co doprowadza do karnego zamknięcia rozgłośni. I otwarcia pewnej klapki w mózgu redemptorysty. Już wie, co będzie robił i to na dużo lepszym gruncie. Już ma cel w życiu. Tylko pieniędzy nie ma na spełnienie marzeń. Ale to nie problem dla człowieka o jego pomyślunku. Bez mała za dnia na dzień uruchamia biznes polegający na sprowadzaniu do Polski niemieckich samochodów (darowizny) z przeznaczeniem na cele kultu religijnego. Kilka lat później bydgoska prokuratura wszczyna dwa śledztwa w tej sprawie. Jedno dotyczy fałszerstw darowizn (dokumenty wystawiał niemiecki klasztor, który gościł Rydzyka), drugie - kwestii nieuiszczania opłat celnych. Redemptoryście zaczyna się palić grunt pod nogami, ale skrajna prawica nie daje mu zrobić krzywdy, bo Rydzykowi urosły już plecy. Oba postępowania zostają umorzone, a prokuratorzy w uzasadnieniu piszą, że nie dopatrzyli się znamion czynu zabronionego. Gdyby jednak ktoś chciał wrócić do sprawy i przejrzeć sfałszowane dokumenty, to już nigdy tego nie zrobi, bo kilkanaście kilogramów kwitów ginie bezpowrotnie w niewyjaśnionych okolicznościach. W tym samym czasie siedemnastoletni chłopiec zostaje skazany na trzy miesiące więzienia za sfałszowanie pieczątki na szkolnej legitymacji. No tak, ale ów młodzian to nie Rydzyk. Nawet nie ma na imię Tadeusz.
Mamy rok 1991. Redemptorysta zakłada kalkę swojej niemieckiej fascynacji, czyli Radio Maryja. W dokumentach założycielskich przedstawionych Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji figuruje zapis niebywały. Otóż redemptorysta ustanawia sam siebie jednoosobowym organem nadzorczym, zarządzającym - UWAGA! - kontrolnym. Czegoś podobnego KRRiT nie powinna nigdy zatwierdzić. A zatwierdza bez mrugnięcia oka! Godzi się też na taki handel: w zamian za rezygnację z reklam, oczywiście czysto teoretyczną, zmniejszona zostaje o 80 procent ogólnopolska opłata koncesyjna. Czyli na starcie, nowy, samozwańczy dyrektor stacji dostaje w prezencie ponad 6 milionów złotych. 117 lokalnych koncesji na częstotliwości (Krajowa Rada przyznaje je redemptoryście hurtowo) złożonych do kupy pokrywa niemal 90 procent powierzchni kraju.
RM zaczyna nadawać i już na wstępie zdobywa milion słuchaczy. Głównie wiejskich, powyżej 60 roku życia. Zaczyna jednak - jak się wydaje - brakować pieniędzy, więc Rydzyk sprowadza z Niemiec dwa luksusowe mercedesy, jakoby podarowane stacji, które zostają sprzedane na pniu. Oba, znów jako przedmioty kultu, są zwolnione od cła i podatku. `Dokumenty na auta są fałszywe' - informują prokuraturę celnicy. Ta wszczyna śledztwo i... - tak jak poprzednio - zaraz je umarza `ze względu na niestwierdzenie zaistnienia czynu zabronionego'. Kolejne śledztwo dotyczy wywożenia z kraju, bez stosownego zezwolenia, ogromnych sum pieniędzy (w gotówce! W torbach i walizkach!), ale śledczy nadal jakoś tracą zapał i serce do drążenia tematu, który ginie gdzieś w przepastnych szafach prokuratury.
W roku 1996 o Radiu Maryja robi się naprawdę głośno. Oto Tadeusz Rydzyk namawia słuchaczy Radia Maryja do golenia głów (dosłownie) tym posłom, którzy głosowali lub w przyszłości będą głosować nad liberalizacją ustawy antyaborcyjnej. `Tak samo jak golono głowy hitlerowcom!' - krzyczy redemptorysta.
Tego wydaje się za dużo nawet dla niektórych politycznych opiekunów Radia. Toruńska prokuratura wszczyna śledztwo z urzędu, stawiając Rydzykowi zarzut lżenia naczelnych organów państwa i namawiania do przemocy, czyli do przestępstwa. Dyrektor dostaje sześć kolejnych wezwań na przesłuchanie. I co? I w swojej sztandarowej audycji `Rozmowy niedokończone' kpi w żywe oczy z tych `nędznych usiłowań', no i ani razu nie stawia się w prokuraturze. Wobec tego przed bramą RM pojawia się policja z nakazem doprowadzenia redemptorysty. Ten jednak ma swoich ludzi w organach ścigania i uprzedzony kilka dni wcześniej o akcji organizuje odsiecz. Policjanci zderzają się z tłumem kilkuset rozmodlonych słuchaczek (zwiezionych do Torunia autokarami z całej Polski) oraz kilkudziesięcioma najbardziej znanymi i gniewnymi aktywistami Narodowego odrodzenia Polski i Młodzieży Wszechpolskiej. Obrońcy Rydzyka śpiewają religijne pieśni, w rękach trzymają podobizny papieża i obrazy Matki Boskiej. Atak na zakonnika jest atakiem na `największe świętości'.
Pod nakazem widnieje podpis jednej z toruńskich prokuratorek, więc z tłumu padają propozycje, aby powiesić kobietę na latarni (jeszcze długo później na adres domowy pani prokurator będą przychodzić listy z pogróżkami i życzeniami śmierci).
Policja jest bezradna i odstępuje od planowanych czynności. Niedługo później toruńska prokuratura umarza śledztwo ze względu na (nie zgadniecie)... na `znikomą szkodliwość społeczną czynu'.
Cóż, prokuratorzy wiedzą, co robią, bo teraz Rydzyk to już nie jest ten sam Rydzyk co kiedyś. Radio Maryja dzień i noc promuje 30 kandydatów na posłów i wszystkich 30 wprowadza z list AWS. W ten sposób radiowy guru staje się quasi - przywódcą partii z całkiem liczna reprezentacją parlamentarną. Czyżby zakonnik miał ambicje polityczne? Chodzi raczej o coś innego.
Oto w tym samym czasie (1997 rok) Tadeusz Rydzyk rozpoczyna słynną zbiórkę pieniędzy `na ratowanie stoczni'. Bez zezwoleń. Bez kontroli. Bez potrzeby rozliczenia się. Z anteny RM co kilkanaście minut nadawane są błagalne apele odwołujące się do patriotyzmu, do polskości i do Zawsze Dziewicy, więc do Torunia płynie rzeka pieniędzy. Z Polski i z zagranicy. Szacuje się, że do rozgłośni wpływa kilkadziesiąt milionów dolarów i półtora miliona świadectw udziałowych NFI wartych 120 milionów złotych.
Takie pieniądze rzeczywiście uratowałyby upadające stocznie, więc ich związkowcy (w tym `S') ze łzami wdzięczności dziękują Rydzykowi i... nieśmiało proszą o przekazanie środków. `Nie dam wam, bo byście wszystko przeżarli' odpowiada osłupiałym stoczniowcom `dobroczyńca'.
Co ciekawe majątek zgromadzony przez Tadeusza Rydzyka nie jest własnością Polski i Polaków, lecz Rady Generalnej Zgromadzenia Redemptorystów-Rzym-Watykan /Prowincja Warszawska/, w tym kompleks Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej Toruń. Przełożonym Rady Redemptorystów i de facto prawnym właścicielem Radia Maryja, Telewizji TRWAM oraz WSKSiM jest O.Joseph Tobin, rezydujący w Rzymie. Na początku stycznia 2007 r zgromadzenie w Polsce liczyło 5453 członków w 86 prowincjach.
Nikt, żadna kontrola, żaden NIK, żaden Urząd Kontroli Skarbowej nie pojawia się w Toruniu po tym niebywałym w skali światowej przekręcie. Ale przecież pojawić się nie ma prawa, skoro u władzy są ludzie ojca dyrektora, których kariera może prysnąć jak bańka mydlana po jednej nieprzychylnej radiowej audycji. Nie ma chętnych do poniesienia ryzyka.
Tymczasem ogromne pieniądze mają posłużyć zbudowaniu imperium Rydzyka. Już nie jakiejś tam jednej rozgłośni, lecz prawdziwej potęgi medialnej. Powstaje finansowa odnoga koncernu o nazwie Lux Veritatis. Działalność rozpoczyna `Nasz Dziennik', a wkrótce - telewizja `Trwam' (największe studio telewizyjne w Polsce). No i oczko w głowie zakonnika - Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej.
Jednak jest ktoś, kto nie godzi się z zawłaszczeniem przez RM i jej dyrektora pieniędzy na ratowanie stoczni. 15 września 2000 r. Bolesław Hutyra (wraz z dwoma kolegami ze Stowarzyszenia Obrońców Stoczni) jedzie na umówioną rozmowę z ministrem skarbu państwa. Temat rozmowy: co się stało z pieniędzmi z ogólnopolskiej zbiórki Rydzyka i jak je odzyskać.
Około godziny 7.30 ich opel calibra uderza na prostym odcinku drogi (w okolicach miejscowości Powierż koło Nidzicy) w wielką maszynę do zrywania asfaltu. Pogoda jest idealna, a drogowy kombajn z daleka widoczny. Śledztwo nie wykazuje śladów hamowania. Przy denatach policjanci nie znajdują żadnych dokumentów (identyfikacja zwłok trwa kilka dni). Nie ma kwitów - ani osobistych, ani takich, które mogłyby pomóc w trakcie dyskusji z ministrem. Ot, panowie jechali z pustymi rękami, bez dowodów osobistych, bez legitymacji, bez praw jazdy i dowodu rejestracyjnego pojazdu... Co więcej, nie ma żadnego świadka wydarzenia. Jedna z najbardziej ruchliwych dróg w Polsce jest akurat (przypadkowo?) pusta. Są osoby, które do dziś twierdzą, że ruch na trasie został wiele minut wcześniej wstrzymany, aby...
W każdym razie już nikt więcej nie kwestionuje prawa Rydzyka do zebranych pieniędzy. Nie ma też odważnych, by wyjaśnić tajemniczą, potrójną śmierć na szosie. Śledztwo zostaje umorzone `ze względu na niestwierdzenie...'. To już niemal mantra, nieprawdaż?
W roku 2001 Rydzyk umacnia swoją pozycję polityczną, tworząc od podstaw Ligę Polskich Rodzin. Reklamując ją wszystkimi siłami swoich mediów, wprowadza do Sejmu 38 posłów. To już nie są przelewki. Jakby tych sukcesów było mało, pełną parą rusza wspomniana wcześniej uczelnia redemptorysty, by kształcić posłuszne dyrektorowi pokolenia przyszłych dziennikarzy.
Pieniądze płyną strumieniami. Telewizja `Trwam' zarabia z reklam kilkadziesiąt milionów rocznie. Dekodery telewizyjne wciskane moherowym babciom dają kolejne miliony. Krocie zarabia też `Nasz Dziennik'. Tymczasem łączny koszt działalności Rydzykowych podmiotów (szacunkowy, bo sprawozdań finansowych brak) zamyka się kwotą 22 miliony złotych rocznie.
Za spokój ze strony wścibskiego fiskusa Rydzyk umie się odwdzięczyć. W 2005 roku rzuca wszystkie siły swoich mediów z poparciem dla Kaczyńskiego. I znów się udaje! Głosami głównie wiejskiego elektoratu bliźniak zostaje prezydentem RP. Europa przeciera oczy ze zdumienia. Zdziwi się jeszcze bardziej, gdy redemptorysta wyciągnie jedną rękę po fundusze z Unii (16, 5 miliona euro), a jednocześnie z jasnogórskich murów będzie głosił takie oto słowa: `Państwo polskie składa swoje najlepsze dzieci na pożarcie molochowi Unii Europejskiej w mglistej nadziei, że ci, co nie zostaną zmiażdżeni stalowymi kłami europejskich norm, zapewnią sobie dobrobyt i opiekę pod skrzydłami nieobliczalnego, nowego neopogańskiego bóstwa, którego sanktuarium socjaldemokraci wszystkich stolic budują w Brukseli'.
Nachodzą lata 2007 - 2008, a z nimi wojna redemptorysty o kolejne wielkie pieniądze. Tym razem na odwierty geotermalne. Niestety (dla nas na szczęście), dziesiątki milionów złotych (już przyznanych) odpływają z upadkiem rządu Kaczyńskiego. Tego się Rydzyk nie spodziewał. Ale szybko się otrząsnął z chwilowej porażki i wynalazł `rydzykofon'. I znów tysiące naiwnych, rozmodlonych wyznawców sięgają do portfeli, by kupić swój pierwszy w życiu, kompletnie zbędny telefon komórkowy. Zbędny? Jak dla kogo. Teraz ofiary zakonnika będą mogły ofiary słać pieniężne w postaci SMS - ów (4 złote + VAT) nawet dwa razy dziennie.
Czy wraz z nastaniem rządów tuskowców Rydzykowi coś się złego stało? Czy chociaż jakiś niepokój go dopadł? A gdzie tam! Nadal podmioty imperium Rydzyka nie płacą podatków, nie składają sprawozdań finansowych, nie są kontrolowane. Są państwem a państwie. Kompletnie bezkarnym.
Są tacy, którzy żartują, że sam Stwórca woli nie zadzierać z ojcem dyrektorem. Bo jeszcze zostanie ekskomunikowany. Albo marnie skończy gdzieś na drodze Gdańsk - Warszawa w okolicy miejscowości Powierż koło Nidzicy..."
Państwo prawa, skóra cierpnie na karku :/
I troszkę o samym zakonie. Jego patronem jest św. Alfons. Zakon redemptorystów pojawił się w Polsce w 1789 roku. Pod zarzutem szpiegostwa zostali wydaleni z Polski, i zdelegalizowani w 1808 roku. Jako jedyni mogli bez przeszkód działać w byłym ZSRR, i jako jedyni byli wspierani materialnie przez sowieckie rządy. Po upadku komunizmu Rosja przekazała ojcu Tadeuszowi częstotliwości i nadajniki na swoim terenie.
No! I na tym koniec o ojcu Grzybie.
Zjechały autokary, na antenie TV Trwam "lajfowali" zakonnicy, którzy z werwą i zacięciem reporterów TVN24 pozwalali zaistnieć miłośnikom rozgłośni. Przez 12 lat, rok w rok musiałem, niezaproszony, pojawiać się na tych urodzinach. Słuchać wyzwisk, dać się szarpać, marznąć, biegać za limuzynami dygnitarzy, wciskać się do kościoła, przebierać się, przemykać, ukrywać. Kilka lat temu moja ex-firma, zniesmaczona brakiem świetnych fotografii z eventu, przysłała na urodziny Krzysztofa Millera. Fotoreporter o wielkim doświadczeniu zawodowym, który niejedną wojnę widział, poległ na prostym, z warszawskiego pkt-u widzenia, prowincjonalnym temacie. Na głównym grzbiecie poszły oczywiście jego foty, choć wcale nie były lepsze od zrobionych przez Wojcieszka, ale na układy nie ma rady :)
Wszystko to, jako żywo, stanęło mi przed oczyma, gdy w drodze na zakupy, skręciłem w Żwirki i Wigury. Wściekły, że droga zablokowana, że stoi tam jakiś policjant, już miałem dać upust złości waląc w kierownicę, gdy doznałem olśnienia. To ten dzień! Na moją wykrzywioną grymasem wściekłości gębę momentalnie spłynął uśmiech. Tak! Tak! Tak! Klątwa 4 grudnia została zdjęta! Po raz pierwszy od 12 lat nie muszę tam być! Marznąć, sterczeć, wystawiać się "na strzał". Nie dotyka mnie to, nie interesuje, nie zajmuje czasu! W zasadzie zupełnie o tym zapomniałem. Mogę jak normalny człowiek jechać po zakupy.
Gloria in excelsis Deo! :D
Zamykam ten etap. Słowem więcej, na blogu, o Rydzyku się nie zająknę. Aby utwierdzić siebie i Was o słuszności mojej decyzji, wklejam kilka, wyszukanych w sieci, informacji na temat tego pana. Poniżej historia Wielkiego Katabasa Zakonu Redemptorystów, Udzielnego Władcy Fal Eteru, Nieustraszonego Pogromcy Żydów.
"Urodził się w Olkuszu jako owoc nieformalnego związku - nazwisko nosi po matce.W roku 1986 uśmiecha się do niego fortuna. Przez macierzysty zakon zostaje wysłany na placówkę misyjną do Niemiec. W miasteczku Balderschwang styka się z katolicka rozgłośnią radiową. Działalność `Radia Maria International' robi na nim wielkie wrażenie. Pozytywne, bo jest skrajnie ksenofobiczne i nietolerancyjne. A poza tym miesza się w politykę. I tę lokalną, i narodową. Powoduje to ostra reakcję władz (także kościelnych), co doprowadza do karnego zamknięcia rozgłośni. I otwarcia pewnej klapki w mózgu redemptorysty. Już wie, co będzie robił i to na dużo lepszym gruncie. Już ma cel w życiu. Tylko pieniędzy nie ma na spełnienie marzeń. Ale to nie problem dla człowieka o jego pomyślunku. Bez mała za dnia na dzień uruchamia biznes polegający na sprowadzaniu do Polski niemieckich samochodów (darowizny) z przeznaczeniem na cele kultu religijnego. Kilka lat później bydgoska prokuratura wszczyna dwa śledztwa w tej sprawie. Jedno dotyczy fałszerstw darowizn (dokumenty wystawiał niemiecki klasztor, który gościł Rydzyka), drugie - kwestii nieuiszczania opłat celnych. Redemptoryście zaczyna się palić grunt pod nogami, ale skrajna prawica nie daje mu zrobić krzywdy, bo Rydzykowi urosły już plecy. Oba postępowania zostają umorzone, a prokuratorzy w uzasadnieniu piszą, że nie dopatrzyli się znamion czynu zabronionego. Gdyby jednak ktoś chciał wrócić do sprawy i przejrzeć sfałszowane dokumenty, to już nigdy tego nie zrobi, bo kilkanaście kilogramów kwitów ginie bezpowrotnie w niewyjaśnionych okolicznościach. W tym samym czasie siedemnastoletni chłopiec zostaje skazany na trzy miesiące więzienia za sfałszowanie pieczątki na szkolnej legitymacji. No tak, ale ów młodzian to nie Rydzyk. Nawet nie ma na imię Tadeusz.
Mamy rok 1991. Redemptorysta zakłada kalkę swojej niemieckiej fascynacji, czyli Radio Maryja. W dokumentach założycielskich przedstawionych Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji figuruje zapis niebywały. Otóż redemptorysta ustanawia sam siebie jednoosobowym organem nadzorczym, zarządzającym - UWAGA! - kontrolnym. Czegoś podobnego KRRiT nie powinna nigdy zatwierdzić. A zatwierdza bez mrugnięcia oka! Godzi się też na taki handel: w zamian za rezygnację z reklam, oczywiście czysto teoretyczną, zmniejszona zostaje o 80 procent ogólnopolska opłata koncesyjna. Czyli na starcie, nowy, samozwańczy dyrektor stacji dostaje w prezencie ponad 6 milionów złotych. 117 lokalnych koncesji na częstotliwości (Krajowa Rada przyznaje je redemptoryście hurtowo) złożonych do kupy pokrywa niemal 90 procent powierzchni kraju.
RM zaczyna nadawać i już na wstępie zdobywa milion słuchaczy. Głównie wiejskich, powyżej 60 roku życia. Zaczyna jednak - jak się wydaje - brakować pieniędzy, więc Rydzyk sprowadza z Niemiec dwa luksusowe mercedesy, jakoby podarowane stacji, które zostają sprzedane na pniu. Oba, znów jako przedmioty kultu, są zwolnione od cła i podatku. `Dokumenty na auta są fałszywe' - informują prokuraturę celnicy. Ta wszczyna śledztwo i... - tak jak poprzednio - zaraz je umarza `ze względu na niestwierdzenie zaistnienia czynu zabronionego'. Kolejne śledztwo dotyczy wywożenia z kraju, bez stosownego zezwolenia, ogromnych sum pieniędzy (w gotówce! W torbach i walizkach!), ale śledczy nadal jakoś tracą zapał i serce do drążenia tematu, który ginie gdzieś w przepastnych szafach prokuratury.
W roku 1996 o Radiu Maryja robi się naprawdę głośno. Oto Tadeusz Rydzyk namawia słuchaczy Radia Maryja do golenia głów (dosłownie) tym posłom, którzy głosowali lub w przyszłości będą głosować nad liberalizacją ustawy antyaborcyjnej. `Tak samo jak golono głowy hitlerowcom!' - krzyczy redemptorysta.
Tego wydaje się za dużo nawet dla niektórych politycznych opiekunów Radia. Toruńska prokuratura wszczyna śledztwo z urzędu, stawiając Rydzykowi zarzut lżenia naczelnych organów państwa i namawiania do przemocy, czyli do przestępstwa. Dyrektor dostaje sześć kolejnych wezwań na przesłuchanie. I co? I w swojej sztandarowej audycji `Rozmowy niedokończone' kpi w żywe oczy z tych `nędznych usiłowań', no i ani razu nie stawia się w prokuraturze. Wobec tego przed bramą RM pojawia się policja z nakazem doprowadzenia redemptorysty. Ten jednak ma swoich ludzi w organach ścigania i uprzedzony kilka dni wcześniej o akcji organizuje odsiecz. Policjanci zderzają się z tłumem kilkuset rozmodlonych słuchaczek (zwiezionych do Torunia autokarami z całej Polski) oraz kilkudziesięcioma najbardziej znanymi i gniewnymi aktywistami Narodowego odrodzenia Polski i Młodzieży Wszechpolskiej. Obrońcy Rydzyka śpiewają religijne pieśni, w rękach trzymają podobizny papieża i obrazy Matki Boskiej. Atak na zakonnika jest atakiem na `największe świętości'.
Pod nakazem widnieje podpis jednej z toruńskich prokuratorek, więc z tłumu padają propozycje, aby powiesić kobietę na latarni (jeszcze długo później na adres domowy pani prokurator będą przychodzić listy z pogróżkami i życzeniami śmierci).
Policja jest bezradna i odstępuje od planowanych czynności. Niedługo później toruńska prokuratura umarza śledztwo ze względu na (nie zgadniecie)... na `znikomą szkodliwość społeczną czynu'.
Cóż, prokuratorzy wiedzą, co robią, bo teraz Rydzyk to już nie jest ten sam Rydzyk co kiedyś. Radio Maryja dzień i noc promuje 30 kandydatów na posłów i wszystkich 30 wprowadza z list AWS. W ten sposób radiowy guru staje się quasi - przywódcą partii z całkiem liczna reprezentacją parlamentarną. Czyżby zakonnik miał ambicje polityczne? Chodzi raczej o coś innego.
Oto w tym samym czasie (1997 rok) Tadeusz Rydzyk rozpoczyna słynną zbiórkę pieniędzy `na ratowanie stoczni'. Bez zezwoleń. Bez kontroli. Bez potrzeby rozliczenia się. Z anteny RM co kilkanaście minut nadawane są błagalne apele odwołujące się do patriotyzmu, do polskości i do Zawsze Dziewicy, więc do Torunia płynie rzeka pieniędzy. Z Polski i z zagranicy. Szacuje się, że do rozgłośni wpływa kilkadziesiąt milionów dolarów i półtora miliona świadectw udziałowych NFI wartych 120 milionów złotych.
Takie pieniądze rzeczywiście uratowałyby upadające stocznie, więc ich związkowcy (w tym `S') ze łzami wdzięczności dziękują Rydzykowi i... nieśmiało proszą o przekazanie środków. `Nie dam wam, bo byście wszystko przeżarli' odpowiada osłupiałym stoczniowcom `dobroczyńca'.
Co ciekawe majątek zgromadzony przez Tadeusza Rydzyka nie jest własnością Polski i Polaków, lecz Rady Generalnej Zgromadzenia Redemptorystów-Rzym-Watykan /Prowincja Warszawska/, w tym kompleks Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej Toruń. Przełożonym Rady Redemptorystów i de facto prawnym właścicielem Radia Maryja, Telewizji TRWAM oraz WSKSiM jest O.Joseph Tobin, rezydujący w Rzymie. Na początku stycznia 2007 r zgromadzenie w Polsce liczyło 5453 członków w 86 prowincjach.
Nikt, żadna kontrola, żaden NIK, żaden Urząd Kontroli Skarbowej nie pojawia się w Toruniu po tym niebywałym w skali światowej przekręcie. Ale przecież pojawić się nie ma prawa, skoro u władzy są ludzie ojca dyrektora, których kariera może prysnąć jak bańka mydlana po jednej nieprzychylnej radiowej audycji. Nie ma chętnych do poniesienia ryzyka.
Tymczasem ogromne pieniądze mają posłużyć zbudowaniu imperium Rydzyka. Już nie jakiejś tam jednej rozgłośni, lecz prawdziwej potęgi medialnej. Powstaje finansowa odnoga koncernu o nazwie Lux Veritatis. Działalność rozpoczyna `Nasz Dziennik', a wkrótce - telewizja `Trwam' (największe studio telewizyjne w Polsce). No i oczko w głowie zakonnika - Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej.
Jednak jest ktoś, kto nie godzi się z zawłaszczeniem przez RM i jej dyrektora pieniędzy na ratowanie stoczni. 15 września 2000 r. Bolesław Hutyra (wraz z dwoma kolegami ze Stowarzyszenia Obrońców Stoczni) jedzie na umówioną rozmowę z ministrem skarbu państwa. Temat rozmowy: co się stało z pieniędzmi z ogólnopolskiej zbiórki Rydzyka i jak je odzyskać.
Około godziny 7.30 ich opel calibra uderza na prostym odcinku drogi (w okolicach miejscowości Powierż koło Nidzicy) w wielką maszynę do zrywania asfaltu. Pogoda jest idealna, a drogowy kombajn z daleka widoczny. Śledztwo nie wykazuje śladów hamowania. Przy denatach policjanci nie znajdują żadnych dokumentów (identyfikacja zwłok trwa kilka dni). Nie ma kwitów - ani osobistych, ani takich, które mogłyby pomóc w trakcie dyskusji z ministrem. Ot, panowie jechali z pustymi rękami, bez dowodów osobistych, bez legitymacji, bez praw jazdy i dowodu rejestracyjnego pojazdu... Co więcej, nie ma żadnego świadka wydarzenia. Jedna z najbardziej ruchliwych dróg w Polsce jest akurat (przypadkowo?) pusta. Są osoby, które do dziś twierdzą, że ruch na trasie został wiele minut wcześniej wstrzymany, aby...
W każdym razie już nikt więcej nie kwestionuje prawa Rydzyka do zebranych pieniędzy. Nie ma też odważnych, by wyjaśnić tajemniczą, potrójną śmierć na szosie. Śledztwo zostaje umorzone `ze względu na niestwierdzenie...'. To już niemal mantra, nieprawdaż?
W roku 2001 Rydzyk umacnia swoją pozycję polityczną, tworząc od podstaw Ligę Polskich Rodzin. Reklamując ją wszystkimi siłami swoich mediów, wprowadza do Sejmu 38 posłów. To już nie są przelewki. Jakby tych sukcesów było mało, pełną parą rusza wspomniana wcześniej uczelnia redemptorysty, by kształcić posłuszne dyrektorowi pokolenia przyszłych dziennikarzy.
Pieniądze płyną strumieniami. Telewizja `Trwam' zarabia z reklam kilkadziesiąt milionów rocznie. Dekodery telewizyjne wciskane moherowym babciom dają kolejne miliony. Krocie zarabia też `Nasz Dziennik'. Tymczasem łączny koszt działalności Rydzykowych podmiotów (szacunkowy, bo sprawozdań finansowych brak) zamyka się kwotą 22 miliony złotych rocznie.
Za spokój ze strony wścibskiego fiskusa Rydzyk umie się odwdzięczyć. W 2005 roku rzuca wszystkie siły swoich mediów z poparciem dla Kaczyńskiego. I znów się udaje! Głosami głównie wiejskiego elektoratu bliźniak zostaje prezydentem RP. Europa przeciera oczy ze zdumienia. Zdziwi się jeszcze bardziej, gdy redemptorysta wyciągnie jedną rękę po fundusze z Unii (16, 5 miliona euro), a jednocześnie z jasnogórskich murów będzie głosił takie oto słowa: `Państwo polskie składa swoje najlepsze dzieci na pożarcie molochowi Unii Europejskiej w mglistej nadziei, że ci, co nie zostaną zmiażdżeni stalowymi kłami europejskich norm, zapewnią sobie dobrobyt i opiekę pod skrzydłami nieobliczalnego, nowego neopogańskiego bóstwa, którego sanktuarium socjaldemokraci wszystkich stolic budują w Brukseli'.
Nachodzą lata 2007 - 2008, a z nimi wojna redemptorysty o kolejne wielkie pieniądze. Tym razem na odwierty geotermalne. Niestety (dla nas na szczęście), dziesiątki milionów złotych (już przyznanych) odpływają z upadkiem rządu Kaczyńskiego. Tego się Rydzyk nie spodziewał. Ale szybko się otrząsnął z chwilowej porażki i wynalazł `rydzykofon'. I znów tysiące naiwnych, rozmodlonych wyznawców sięgają do portfeli, by kupić swój pierwszy w życiu, kompletnie zbędny telefon komórkowy. Zbędny? Jak dla kogo. Teraz ofiary zakonnika będą mogły ofiary słać pieniężne w postaci SMS - ów (4 złote + VAT) nawet dwa razy dziennie.
Czy wraz z nastaniem rządów tuskowców Rydzykowi coś się złego stało? Czy chociaż jakiś niepokój go dopadł? A gdzie tam! Nadal podmioty imperium Rydzyka nie płacą podatków, nie składają sprawozdań finansowych, nie są kontrolowane. Są państwem a państwie. Kompletnie bezkarnym.
Są tacy, którzy żartują, że sam Stwórca woli nie zadzierać z ojcem dyrektorem. Bo jeszcze zostanie ekskomunikowany. Albo marnie skończy gdzieś na drodze Gdańsk - Warszawa w okolicy miejscowości Powierż koło Nidzicy..."
Państwo prawa, skóra cierpnie na karku :/
I troszkę o samym zakonie. Jego patronem jest św. Alfons. Zakon redemptorystów pojawił się w Polsce w 1789 roku. Pod zarzutem szpiegostwa zostali wydaleni z Polski, i zdelegalizowani w 1808 roku. Jako jedyni mogli bez przeszkód działać w byłym ZSRR, i jako jedyni byli wspierani materialnie przez sowieckie rządy. Po upadku komunizmu Rosja przekazała ojcu Tadeuszowi częstotliwości i nadajniki na swoim terenie.
No! I na tym koniec o ojcu Grzybie.
Wadowickie Kremówki Papieskie by Gellwe
Zmiażdżyła mnie reklama gotowca, z którego można zrobić, jak się dowiedziałem, ulubione ciasto wszystkich Polaków. Hmmm...
Dawno, dawno temu, gdy byłem dzieckiem, a w Polsce nikt nie miał pojęcia o tym, że kremówki to ulubione ciastka Papieża-Polaka, moja mama robiła takie kremówki. Bez gotowej bazy, wszystko od początku, własnymi rękami. Z delikatnie pofalowanym wierzchem i pysznym środkiem. Były rewelacyjne. Wcinałem, aż mi się uszy trzęsły. Niestety przejadłem się nimi, i teraz nie mogę na nie patrzeć.
Ale nie o tym.
Reklama jak to reklama. Wyśmienity podkład muzyczny pani Dudziak, reszta typowa. Bez zaskakującej pointy, łopatologiczna, stojąca w ogonku światowego "reklamiarstwa". Polska norma. Wiem, że w reklamie jedyną prawdziwą informacją jest nazwa produktu. Zaskakuje mnie tylko jedno. Milczenie kleru. Pamiętam, jakie boje toczyły się o wizerunek Karola Wojtyły, gdy po jego śmierci drobni biznesmeni zaczęli na potęgę produkować makatki, ręczniczki, karteczki, kubeczki i bóg raczy wiedzieć co jeszcze, z jego wizerunkiem. Sprawa oparła się o Watykan. A tutaj? Nic. Cisza. Nie słyszę, typowych w takich sytuacjach, wrzasków o obrazie uczuć religijnych. Powiedzcie proszę, jak tu nie pomyśleć, że firma najnormalniej w świecie położyła katabasom na stół konkretną sumkę. Żeby byli cicho.
Daleko mi do kościoła rzymsko-katolickiego, ale gdy widzę tę reklamę czuję niesmak. Nie tak wielki, jak jeden z bohaterów książki „Paragraf 22”, który musiał non-stop spluwać w kartkę, ale jednak.
Gdyby ktoś nie widział, w co wątpię, zapraszam do duchowo-kulinarnej uczty. Poniżej.
Dawno, dawno temu, gdy byłem dzieckiem, a w Polsce nikt nie miał pojęcia o tym, że kremówki to ulubione ciastka Papieża-Polaka, moja mama robiła takie kremówki. Bez gotowej bazy, wszystko od początku, własnymi rękami. Z delikatnie pofalowanym wierzchem i pysznym środkiem. Były rewelacyjne. Wcinałem, aż mi się uszy trzęsły. Niestety przejadłem się nimi, i teraz nie mogę na nie patrzeć.
Ale nie o tym.
Reklama jak to reklama. Wyśmienity podkład muzyczny pani Dudziak, reszta typowa. Bez zaskakującej pointy, łopatologiczna, stojąca w ogonku światowego "reklamiarstwa". Polska norma. Wiem, że w reklamie jedyną prawdziwą informacją jest nazwa produktu. Zaskakuje mnie tylko jedno. Milczenie kleru. Pamiętam, jakie boje toczyły się o wizerunek Karola Wojtyły, gdy po jego śmierci drobni biznesmeni zaczęli na potęgę produkować makatki, ręczniczki, karteczki, kubeczki i bóg raczy wiedzieć co jeszcze, z jego wizerunkiem. Sprawa oparła się o Watykan. A tutaj? Nic. Cisza. Nie słyszę, typowych w takich sytuacjach, wrzasków o obrazie uczuć religijnych. Powiedzcie proszę, jak tu nie pomyśleć, że firma najnormalniej w świecie położyła katabasom na stół konkretną sumkę. Żeby byli cicho.
Daleko mi do kościoła rzymsko-katolickiego, ale gdy widzę tę reklamę czuję niesmak. Nie tak wielki, jak jeden z bohaterów książki „Paragraf 22”, który musiał non-stop spluwać w kartkę, ale jednak.
Gdyby ktoś nie widział, w co wątpię, zapraszam do duchowo-kulinarnej uczty. Poniżej.
środa, 1 grudnia 2010
Autostopem na operację
Dziecko jechało stopem na operację.
- Na mrozie kobieta z dzieckiem łapie stopa - takie zgłoszenie dostali policjanci z Ostródy. Okazało się, że 9-latka i jej mama nie mają za co dojechać na operację do szpitala w stolicy.
Był wtorek, około godz. 17.30 gdy policjanci z Ostródy odebrali niecodzienny sygnał. - Kierowca opowiedział nam, że wyjeżdżając z Iławy zabrał na stopa kobietę - mówi Marcin Danowski, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Ostródzie. - Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby jego pasażerka nie podróżowała z chorą dziewięcioletnią córką, którą jeszcze tego samego dnia usiłowała dowieźć na operację do szpitala w Warszawie.
Kierowca jechał tylko do Ostródy. Tam przy ul. Grunwaldzkiej wysadził dwójkę pasażerów. Policyjny patrol znalazł matkę i córkę na wyjeździe z miasta. Przy krajowej drodze nr 7 próbowały zatrzymać auto, które je podwiezie.
Funkcjonariusze zapytali kobietę, dlaczego zachowuje się tak nieodpowiedzialnie? - Powiedziała nam, że nie ma pieniędzy na autobus. Tymczasem jej córka ma wyznaczony na następny dzień termin operacji oka - tłumaczy Marcin Danowski.
Gdy udało się potwierdzić informację funkcjonariusze stanęli niemal na głowie, by autostopowiczki na czas dotarły do stolicy. Skontaktowali się ze starostą ostródzkim, który bez chwili zastanowienia udostępnił swoje służbowe auto z kierowcą. Dzięki temu dziewięciolatka zdążyła na zabieg.
Za gazeta.pl
Jest dobrze, jest dobrze, więc o co Ci chodzi...
- Na mrozie kobieta z dzieckiem łapie stopa - takie zgłoszenie dostali policjanci z Ostródy. Okazało się, że 9-latka i jej mama nie mają za co dojechać na operację do szpitala w stolicy.
Był wtorek, około godz. 17.30 gdy policjanci z Ostródy odebrali niecodzienny sygnał. - Kierowca opowiedział nam, że wyjeżdżając z Iławy zabrał na stopa kobietę - mówi Marcin Danowski, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Ostródzie. - Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby jego pasażerka nie podróżowała z chorą dziewięcioletnią córką, którą jeszcze tego samego dnia usiłowała dowieźć na operację do szpitala w Warszawie.
Kierowca jechał tylko do Ostródy. Tam przy ul. Grunwaldzkiej wysadził dwójkę pasażerów. Policyjny patrol znalazł matkę i córkę na wyjeździe z miasta. Przy krajowej drodze nr 7 próbowały zatrzymać auto, które je podwiezie.
Funkcjonariusze zapytali kobietę, dlaczego zachowuje się tak nieodpowiedzialnie? - Powiedziała nam, że nie ma pieniędzy na autobus. Tymczasem jej córka ma wyznaczony na następny dzień termin operacji oka - tłumaczy Marcin Danowski.
Gdy udało się potwierdzić informację funkcjonariusze stanęli niemal na głowie, by autostopowiczki na czas dotarły do stolicy. Skontaktowali się ze starostą ostródzkim, który bez chwili zastanowienia udostępnił swoje służbowe auto z kierowcą. Dzięki temu dziewięciolatka zdążyła na zabieg.
Za gazeta.pl
Jest dobrze, jest dobrze, więc o co Ci chodzi...
środa, 24 listopada 2010
Epidemia cholery na Haiti
Następna wielka ludzka tragedia, która zbytnio nie spędza snu z powiek światowej społeczności. Podobnie jak inne niemedialne tragedie, gdzie ludzie po cichu i bez rozgłosu sobie cierpią i umierają. Epidemia trwa na tyle długo, że straciła dla mediów posmak świeżości. W tragedie nie są zaangażowane światowe potęgi vide Korea.
Jednym słowem nic ciekawego :/ Trzęsienie ziemi, tsunami, epidemia cholery. Sporo jak na jeden kraj.
Według mądrych głów wirus będzie utrzymywać się w kraju jeszcze przez co najmniej rok, a w ciągu 6 miesięcy zachoruje 200 tys. osób. Zahamowanie epidemii jest praktycznie niemożliwe.
Od wybuchu epidemii w połowie października na cholerę zmarły 1 344 osoby.
Jednym słowem nic ciekawego :/ Trzęsienie ziemi, tsunami, epidemia cholery. Sporo jak na jeden kraj.
Według mądrych głów wirus będzie utrzymywać się w kraju jeszcze przez co najmniej rok, a w ciągu 6 miesięcy zachoruje 200 tys. osób. Zahamowanie epidemii jest praktycznie niemożliwe.
Od wybuchu epidemii w połowie października na cholerę zmarły 1 344 osoby.
wtorek, 16 listopada 2010
EURO 2012 - Maskotki
Widzieliście te maskotki? Tragedia. Banalne. Bez polotu i fantazji. Dosłowne, a przede wszystkim brzydkie. Niesamowicie twórczy pomysł - maskotkami zawodów piłkarskich zrobić piłkarzy. Damn!
Ps po 24 h. - Czas wcale nie leczy ran. Im dłużej przyglądam się tym maskotkom, tym bardziej mnie od nich odrzuca :D Niejeden dzieciak na warsztatach terapii zajęciowej zrobiłby coś, może nie ładniejszego, ale na pewno ciekawszego. A tak w ogóle, to jest kopia maskotek z Euro 2008. Nie dość, że tandeciarze, to jeszcze złodzieje.
Ps po 24 h. - Czas wcale nie leczy ran. Im dłużej przyglądam się tym maskotkom, tym bardziej mnie od nich odrzuca :D Niejeden dzieciak na warsztatach terapii zajęciowej zrobiłby coś, może nie ładniejszego, ale na pewno ciekawszego. A tak w ogóle, to jest kopia maskotek z Euro 2008. Nie dość, że tandeciarze, to jeszcze złodzieje.
środa, 10 listopada 2010
Kultura studencka a Lady Gaga
Znalezione jakiś czas temu i zapomniane. Pokazane kilku znajomym. Ich reakcja utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto zamieścić. Piękny przykład "kultury studenckiej". Szkoda, że z Oregonu a nie, na przykład z Lublina.
wtorek, 9 listopada 2010
Чайковский - Czajkowski - Tshaykovski
Mogę się powtórzyć, mogło być wcześniej. Gryzie, więc wracam.
Transkrypcja, takie mądre słowo ;)
Jedna z wielu oficjalnych imprez. Przyjeżdżają goście z Rosji. Ważni goście. Na każdej winietce, stojącej na stole, widzę rosyjskie nazwiska. Wszystkie pisane z angielska. Znajomy pracujący przy imprezce powiedział, że tak dostał z MSZ.
Angielski oficjalnym językiem dyplomacji?
Polski gorzej oddaje niuanse języka rosyjskiego niż angielski?
Rosjanie lepiej znają transkrypcję angielską niż polską?
Ostatnie może być :/
Ale przecież kurica nie ptica, Polsza nie zagranica, więc czy aby na pewno?
Transkrypcja, takie mądre słowo ;)
Jedna z wielu oficjalnych imprez. Przyjeżdżają goście z Rosji. Ważni goście. Na każdej winietce, stojącej na stole, widzę rosyjskie nazwiska. Wszystkie pisane z angielska. Znajomy pracujący przy imprezce powiedział, że tak dostał z MSZ.
Angielski oficjalnym językiem dyplomacji?
Polski gorzej oddaje niuanse języka rosyjskiego niż angielski?
Rosjanie lepiej znają transkrypcję angielską niż polską?
Ostatnie może być :/
Ale przecież kurica nie ptica, Polsza nie zagranica, więc czy aby na pewno?
Wkrótce w domu
W fioletowym anoraku mam dwie warstwy. Akceptowaną i pożądaną, pożyteczną i użyteczną. Sucho dzięki drugiej. Całość z serca.
środa, 3 listopada 2010
Polityczna poprawność
posunięta do granic absurdu. Gdzieś, kiedyś czytałem o wydanej w USA wersji Biblii, w której Bóg był określany formą Pan/Pani. Bez zakładania czy jest mężczyzną lub kobietą. Ok. To był jakiś margines "genderystycznego" ekstremizmu. Furda. Zaskoczyło mnie natomiast słówko "spokesperson", które zobaczyłem pod jakąś panią, która komuś tam rzecznikowała. Czy chodziło o to, żeby nie używać zwrotu "spokesman"? Żeby nie było seksistowsko? Może ktoś mądry mi to wytłumaczyć? Jeśli jest tak jak myślę, to widzę, że nie zostajemy w tyle w lingwistycznym zaklinaniu rzeczywistości. Pojawia się coraz więcej językowych wygibasów typu "psycholożka", "pilotka" (chodzi o czapkę?), albo "prezeska". Jest tego trochę.
Co na to Miodek, Bralczyk?
Czy jest na sali polonista?
Ktoś mi to wyjaśni?
Co na to Miodek, Bralczyk?
Czy jest na sali polonista?
Ktoś mi to wyjaśni?
czwartek, 28 października 2010
"na moje niebo wlata"
Ryszarda C. w biurze poselskim hasanie
Z szaleńca wyrósł, w moich oczach, na bohatera.
Czy jest szaleńcem facet, który rozsądnie zamyka swoje życie? Sprzedaje dom, żegna się z firmą? Pomyśl. Znasz w przybliżeniu datę swojego zejścia. Patrzysz na otaczający Cię shit i myślisz, że nie masz nic do stracenia. Nie czujesz tego w sobie? Tego szczerego wkurwu który eksplodował w Ryśku? Znasz to. Doskonale to znasz. Czy żegnając się ze światem nie przyszedłby Wam do głowy podobny numer? Ot tak. Bo mogę. Bo mam na tyle odwagi. Nieważne który, Niesiołowski, Kaczyński, Tusk, Kurski czy Komorowski.
Chyba rozumiem Ryszarda.
Panowie ze służb, to tylko dywagacje, nie mam kasy na wstawianie nowych futryn :P
Rysiu, może i masz odrobinę nierówno pod bańką.
Dla mnie to było kozackie.
Czy jest szaleńcem facet, który rozsądnie zamyka swoje życie? Sprzedaje dom, żegna się z firmą? Pomyśl. Znasz w przybliżeniu datę swojego zejścia. Patrzysz na otaczający Cię shit i myślisz, że nie masz nic do stracenia. Nie czujesz tego w sobie? Tego szczerego wkurwu który eksplodował w Ryśku? Znasz to. Doskonale to znasz. Czy żegnając się ze światem nie przyszedłby Wam do głowy podobny numer? Ot tak. Bo mogę. Bo mam na tyle odwagi. Nieważne który, Niesiołowski, Kaczyński, Tusk, Kurski czy Komorowski.
Chyba rozumiem Ryszarda.
Panowie ze służb, to tylko dywagacje, nie mam kasy na wstawianie nowych futryn :P
Rysiu, może i masz odrobinę nierówno pod bańką.
Dla mnie to było kozackie.
środa, 20 października 2010
Kuchnia.tv
A dokładnie prezenterzy kulinarni.
Przyznaję bez bicia, nałogowo oglądam ten kanał. Lubię wszystko co jest związane z gotowaniem, jedzeniem i jego serwowaniem. Uwielbiam oglądać ludzi, którzy z pasją tworzą posiłki. Uwielbiam jeść. Jeśli ktoś kojarzy skecz z Jedzerem, z filmu "Hi Way", może sobie wyobrazić mnie przy posiłku ;) Niedościgłym mistrzem wśród "jedzerów" jest Miły, ale to zupełnie inna historia.
Nie lubię natomiast udawanego "jedzerstwa", które obserwuję w prawie każdym programie kulinarnym. Pod koniec, prezenter smakuje przyrządzoną przez siebie potrawę. Zazwyczaj w tym miejscu wkrada się fałszywa nuta. Nim rozprowadzi językiem, nim rozdrobni szczękami, nim do kubków smakowych dotrze pełen bukiet, z ich gardła wydobywa się przeciągłe: "Mmmmmmmmm". Odrobinę za wcześnie moi drodzy, sekundę, ułamek sekundy za szybko. Ciężko mi uwierzyć, że nim dobrze zamkniecie usta, powala Was smak stworzonej potrawy ;)
Przyznaję bez bicia, nałogowo oglądam ten kanał. Lubię wszystko co jest związane z gotowaniem, jedzeniem i jego serwowaniem. Uwielbiam oglądać ludzi, którzy z pasją tworzą posiłki. Uwielbiam jeść. Jeśli ktoś kojarzy skecz z Jedzerem, z filmu "Hi Way", może sobie wyobrazić mnie przy posiłku ;) Niedościgłym mistrzem wśród "jedzerów" jest Miły, ale to zupełnie inna historia.
Nie lubię natomiast udawanego "jedzerstwa", które obserwuję w prawie każdym programie kulinarnym. Pod koniec, prezenter smakuje przyrządzoną przez siebie potrawę. Zazwyczaj w tym miejscu wkrada się fałszywa nuta. Nim rozprowadzi językiem, nim rozdrobni szczękami, nim do kubków smakowych dotrze pełen bukiet, z ich gardła wydobywa się przeciągłe: "Mmmmmmmmm". Odrobinę za wcześnie moi drodzy, sekundę, ułamek sekundy za szybko. Ciężko mi uwierzyć, że nim dobrze zamkniecie usta, powala Was smak stworzonej potrawy ;)
wtorek, 19 października 2010
Zabójstwo w biurze PiS
I gdzie się wydarzyło? W Łodzi. Jak nic miasto szatana.
20.10.2010
PS - Strach teraz napisać cokolwiek krytycznego na temat PiSu i Jarosława, bo zaraz będzie się miało na karku zarzuty o podżeganie lub pomocnictwo. Obłęd.
20.10.2010
PS - Strach teraz napisać cokolwiek krytycznego na temat PiSu i Jarosława, bo zaraz będzie się miało na karku zarzuty o podżeganie lub pomocnictwo. Obłęd.
Walka Torunia o ESK 2016
Następna część story o tym jak dzielnie walczyliśmy o ESK. Historia zasłyszana w kuluarach.
Dawno, dawno temu, w niewielkim miasteczku nad Wisłą, ktoś wpadł na błyskotliwy pomysł walki o tytuł ESK 2016. Burgermeister wyobraził sobie splendor jaki wraz z tym tytułem spłynie na jego dominium. Zawezwał tedy swoich posłańców, by rozjechali się na cztery strony świata, aby wiedzy wszelakiej garściami nabrać, i burmistrzowi swemu plany bitewne nakreślić, nim decyzja ostatecznie zapadnie. Wasz dziejopis podąży za jednym z rycerzy okrągłego stołu, który udał się zasięgnąć języka u mędrca miasta południa, które walkę takową wygrało. W swej łaskawości nobliwy mężczyzna sam zaproponował posłańcowi pogwarkę. Ruszył tedy rycerz, ze swoim woźnicą w długą, a niebezpieczną podróż. Gdy emisariusz dotarł do wyszynku w którym było umówione spotkanie zasiedli do stołu. Nie wiedzieć czemu woźnica zasiadł razem z możnymi, wiedzę tajemną spijając z ust mędrca. Poza wiedzą posłańcy spijali, miody wszelakie, winami węgierskimi się raczyli. Rycerzowi, który nie był wszak ułomkiem, okowita w czub poszła. Z każdym wychylonym kielichem mniej słuchał mędrca, a więcej swe mądrości prawił. Skryby nie piszą, czy woźnica w mądrości rzeczeniu rycerzowi sekundował, dalibóg w spijaniu nie pomagał, co by lejc nie stracić. Mędrzec zadziwiony posłańca zachowaniem taktownie podziękował za poczęstunek, i wyszynk opuścił. Wychodząc pomyślał: "Nie potrzebują oni wiedzy mojej, wszak buta i nieomylność z posłańca tego biją. Jeśli posłaniec tak hardy, cóż rzec można o włodarzu?". Wrócił tedy posłaniec z niczym.
Drogie dzieci, morał z tej opowieści taki. Jeśli ktoś mądrzejszy chce Wam pomóc, to morda w kubeł i słuchajcie, a może dowiecie się czegoś co Wam pomoże w osiągnięciu celu.
Dawno, dawno temu, w niewielkim miasteczku nad Wisłą, ktoś wpadł na błyskotliwy pomysł walki o tytuł ESK 2016. Burgermeister wyobraził sobie splendor jaki wraz z tym tytułem spłynie na jego dominium. Zawezwał tedy swoich posłańców, by rozjechali się na cztery strony świata, aby wiedzy wszelakiej garściami nabrać, i burmistrzowi swemu plany bitewne nakreślić, nim decyzja ostatecznie zapadnie. Wasz dziejopis podąży za jednym z rycerzy okrągłego stołu, który udał się zasięgnąć języka u mędrca miasta południa, które walkę takową wygrało. W swej łaskawości nobliwy mężczyzna sam zaproponował posłańcowi pogwarkę. Ruszył tedy rycerz, ze swoim woźnicą w długą, a niebezpieczną podróż. Gdy emisariusz dotarł do wyszynku w którym było umówione spotkanie zasiedli do stołu. Nie wiedzieć czemu woźnica zasiadł razem z możnymi, wiedzę tajemną spijając z ust mędrca. Poza wiedzą posłańcy spijali, miody wszelakie, winami węgierskimi się raczyli. Rycerzowi, który nie był wszak ułomkiem, okowita w czub poszła. Z każdym wychylonym kielichem mniej słuchał mędrca, a więcej swe mądrości prawił. Skryby nie piszą, czy woźnica w mądrości rzeczeniu rycerzowi sekundował, dalibóg w spijaniu nie pomagał, co by lejc nie stracić. Mędrzec zadziwiony posłańca zachowaniem taktownie podziękował za poczęstunek, i wyszynk opuścił. Wychodząc pomyślał: "Nie potrzebują oni wiedzy mojej, wszak buta i nieomylność z posłańca tego biją. Jeśli posłaniec tak hardy, cóż rzec można o włodarzu?". Wrócił tedy posłaniec z niczym.
Drogie dzieci, morał z tej opowieści taki. Jeśli ktoś mądrzejszy chce Wam pomóc, to morda w kubeł i słuchajcie, a może dowiecie się czegoś co Wam pomoże w osiągnięciu celu.
poniedziałek, 18 października 2010
In vitro i poboczności
Rozpętała się dyskusja o in vitro. Co bardziej twardogłowi księża stanęli na barykadzie, tupiąc nóżką i pohukując o ekskomunice. Jako że kler to narodek tyleż butny, co dwulicowy pogrzebałem w sieci (co ja bym bez niej zrobił?:)), szukając jak Kościół Katolicki podchodzi do problemu śmierci płodów/nienarodzonych dzieci.
Co się okazało?
Z wielkim zapałem różne "pro life organization", przy aprobacie KK organizują pogrzeby płodów usuniętych na drodze aborcji. Sprawa ma się cokolwiek inaczej, jeśli chodzi o pogrzeb płodu który uległ (to chyba nie najlepsze słowo) naturalnemu poronieniu. Znalazłem sporo wypowiedzi rodziców, którzy mieli z tym problem. Oczywiście najczęściej pogrzebu, zwanego także pokropkiem, odmawiali proboszcze z wiejskich parafii, bądź małych miasteczek. Co bardziej światli, czyli ci którzy widzą ile już owieczek do siebie zrazili, nie czynili wstrętów.
Co mówi o tym Kodeks Prawa Kanonicznego?
Ano pośrednio dopuszcza takowe pogrzeby. Z naciskiem na pośrednio.
Kan. 1183 § 2. Ordynariusz miejsca może zezwolić na pogrzeb kościelny dzieci, których rodzice mieli zamiar je ochrzcić, a jednak zmarły przed chrztem.
Są naprawdę świetni w niedomówieniach. Rozumiem, że pisząc "dzieci", autor miał na myśli także te nienarodzone, ale co to znaczy "może zezwolić"? To samo co "może odmówić"? Pełna dowolność? Czyli poroniony płód/dziecko może, a nie musi być uznane za godne pochówku, natomiast zapłodnienie "w szkle" jest jakimś bezbożnym posunięciem. Niepojęte.
W trakcie poszukiwawczej galopady w sieci natknąłem się na forum wiara.pl.
"Po drugie: dziecko nienarodzone ma już rozum. Nie używa go jeszcze, ale i przez kilka lat po narodzeniu jeszcze go nie wykorzystuje za bardzo. Oczywiście rozum to nie jest mózg. Dodam tylko, że za miejsce "zamieszkania" rozumu przyjąłem w tym momencie mózg. Tak naprawdę nie wiem gdzie "mieszka" rozum i raczej nikt nie wie."
Gdzie jest słonko, kiedy śpi...
Mocne, prawda? Ciekawe gdzie by zamieszkał rozum gdyby nie było mózgu? Podobno faceci myślą przyrodzeniem, więc może tam? :) Stwierdzenie o nieużywaniu rozumu przez dziecko w pierwszych latach życia pozostawię bez komentarza.
"Po trzecie Msza pogrzebowa może być odprawiona, a Kościół nakazuje wręcz grzebać dzieci nieochrzczone"
Nakazuje? Ale gdzie?
Jednym słowem katolicyzm ludowo-obrzędowy w natarciu.
Aha, KK w 1984 roku stwierdził, że dzieci nieochrzczone trafiają do nieba, bo Bóg jest miłością i chce je wszystkie u siebie. Dobre i to.
I z troszeczkę innej beczki.
Minister do spraw równouprawnienia p. Elżbieta Radziszewska wysłała urzędowy list do Episkopatu Polski, szukając rady w sprawie przyszłej ustawy o równouprawnieniu płci. Oto część odpowiedzi ks. dr. Jarosława Mrówczyńskiego:
„Pojawia się wątpliwość, czy istnieje konieczność tworzenia w polskim systemie prawnym regulacji lex generalis w zakresie równego traktowania. Wydaje się, że nie ma takiej potrzeby. Natomiast wyrażona w projekcie ustawy koncepcja standardów w zakresie równego traktowania może okazać się niebezpiecznym otwarciem podporządkowania Polski bliżej nieokreślonym naciskom”
Zwolennikiem parytetów nie jestem, ale to co przeczytałem zamiotło mnie. Za kogo oni się uważają?
Co się okazało?
Z wielkim zapałem różne "pro life organization", przy aprobacie KK organizują pogrzeby płodów usuniętych na drodze aborcji. Sprawa ma się cokolwiek inaczej, jeśli chodzi o pogrzeb płodu który uległ (to chyba nie najlepsze słowo) naturalnemu poronieniu. Znalazłem sporo wypowiedzi rodziców, którzy mieli z tym problem. Oczywiście najczęściej pogrzebu, zwanego także pokropkiem, odmawiali proboszcze z wiejskich parafii, bądź małych miasteczek. Co bardziej światli, czyli ci którzy widzą ile już owieczek do siebie zrazili, nie czynili wstrętów.
Co mówi o tym Kodeks Prawa Kanonicznego?
Ano pośrednio dopuszcza takowe pogrzeby. Z naciskiem na pośrednio.
Kan. 1183 § 2. Ordynariusz miejsca może zezwolić na pogrzeb kościelny dzieci, których rodzice mieli zamiar je ochrzcić, a jednak zmarły przed chrztem.
Są naprawdę świetni w niedomówieniach. Rozumiem, że pisząc "dzieci", autor miał na myśli także te nienarodzone, ale co to znaczy "może zezwolić"? To samo co "może odmówić"? Pełna dowolność? Czyli poroniony płód/dziecko może, a nie musi być uznane za godne pochówku, natomiast zapłodnienie "w szkle" jest jakimś bezbożnym posunięciem. Niepojęte.
W trakcie poszukiwawczej galopady w sieci natknąłem się na forum wiara.pl.
"Po drugie: dziecko nienarodzone ma już rozum. Nie używa go jeszcze, ale i przez kilka lat po narodzeniu jeszcze go nie wykorzystuje za bardzo. Oczywiście rozum to nie jest mózg. Dodam tylko, że za miejsce "zamieszkania" rozumu przyjąłem w tym momencie mózg. Tak naprawdę nie wiem gdzie "mieszka" rozum i raczej nikt nie wie."
Gdzie jest słonko, kiedy śpi...
Mocne, prawda? Ciekawe gdzie by zamieszkał rozum gdyby nie było mózgu? Podobno faceci myślą przyrodzeniem, więc może tam? :) Stwierdzenie o nieużywaniu rozumu przez dziecko w pierwszych latach życia pozostawię bez komentarza.
"Po trzecie Msza pogrzebowa może być odprawiona, a Kościół nakazuje wręcz grzebać dzieci nieochrzczone"
Nakazuje? Ale gdzie?
Jednym słowem katolicyzm ludowo-obrzędowy w natarciu.
Aha, KK w 1984 roku stwierdził, że dzieci nieochrzczone trafiają do nieba, bo Bóg jest miłością i chce je wszystkie u siebie. Dobre i to.
I z troszeczkę innej beczki.
Minister do spraw równouprawnienia p. Elżbieta Radziszewska wysłała urzędowy list do Episkopatu Polski, szukając rady w sprawie przyszłej ustawy o równouprawnieniu płci. Oto część odpowiedzi ks. dr. Jarosława Mrówczyńskiego:
„Pojawia się wątpliwość, czy istnieje konieczność tworzenia w polskim systemie prawnym regulacji lex generalis w zakresie równego traktowania. Wydaje się, że nie ma takiej potrzeby. Natomiast wyrażona w projekcie ustawy koncepcja standardów w zakresie równego traktowania może okazać się niebezpiecznym otwarciem podporządkowania Polski bliżej nieokreślonym naciskom”
Zwolennikiem parytetów nie jestem, ale to co przeczytałem zamiotło mnie. Za kogo oni się uważają?
czwartek, 14 października 2010
Hi,Hi, Hi, Ha, Ha, Ha, już nie będzie ESKa ;P
Stało się. Mędrcy przemówili.
Miasteczko istniejące w mentalności zbiorowej Polaków tylko dzięki piernikom, UMK, krzyżakom i Rydzykowi (kolejność dowolna), odpadło. Razem z drugim miasteczkiem, którego ambicje bycia ESK były jeszcze bardziej niezrozumiałe niż miasteczka pierwszego. Toruniewo nie przekonało, że może stać się Europejską Stolicą Kultury. Dlaczego? Ano dlatego, że od początku wszyscy brali się do tego jak, pardon my french, jeż do jebania. Dlatego, że powinno się cenić siły na zamiary. Jeżeli odpadła Łódź, która profesjonalizmem i rozmachem kampanii promocyjnej miażdżyła nieudolne toruńskie próby, to nie mamy się czego wstydzić.
Prawda? Gówno prawda.
Podoba mi się ta wypowiedź prezydenta Michała: "Udowodnimy, że Toruń kulturą stoi i z pewnością będziemy realizować program zawarty w aplikacji." Już udowodniliście, gdyby stał to by wygrał. No i po co realizować przegrany program? Bo tak?
Zatem skoro wszystko wróciło do normy, to żądam przywrócenia lokalu "Krzywa Wieża". Nie musicie przywracać do stanu poprzedniego, tak jak teraz, też jest nieźle :P To pierwsze primo. Drugie primo, to podsumowanie ile kasy poszło na ten utopijny projekt. A trzecie primo, czyli tertio, kogo będzie można ukamieniować za tą kilkuletnią szopkę. Bo innych konsekwencji to chyba nie będzie :)
Współczuję lokalnej braci pismaczej. Taki śliczny samograj zdechł. Żarło, żarło i zdechło. A strony zaczerniać trzeba;)
PS - Pampeluna odpadła, Toruń odpadł. Rodzi się nowa świecka (a może jednak religijna?) tradycja. Po przegranej miasta wymieniają się pomnikami :D
Miasteczko istniejące w mentalności zbiorowej Polaków tylko dzięki piernikom, UMK, krzyżakom i Rydzykowi (kolejność dowolna), odpadło. Razem z drugim miasteczkiem, którego ambicje bycia ESK były jeszcze bardziej niezrozumiałe niż miasteczka pierwszego. Toruniewo nie przekonało, że może stać się Europejską Stolicą Kultury. Dlaczego? Ano dlatego, że od początku wszyscy brali się do tego jak, pardon my french, jeż do jebania. Dlatego, że powinno się cenić siły na zamiary. Jeżeli odpadła Łódź, która profesjonalizmem i rozmachem kampanii promocyjnej miażdżyła nieudolne toruńskie próby, to nie mamy się czego wstydzić.
Prawda? Gówno prawda.
Podoba mi się ta wypowiedź prezydenta Michała: "Udowodnimy, że Toruń kulturą stoi i z pewnością będziemy realizować program zawarty w aplikacji." Już udowodniliście, gdyby stał to by wygrał. No i po co realizować przegrany program? Bo tak?
Zatem skoro wszystko wróciło do normy, to żądam przywrócenia lokalu "Krzywa Wieża". Nie musicie przywracać do stanu poprzedniego, tak jak teraz, też jest nieźle :P To pierwsze primo. Drugie primo, to podsumowanie ile kasy poszło na ten utopijny projekt. A trzecie primo, czyli tertio, kogo będzie można ukamieniować za tą kilkuletnią szopkę. Bo innych konsekwencji to chyba nie będzie :)
Współczuję lokalnej braci pismaczej. Taki śliczny samograj zdechł. Żarło, żarło i zdechło. A strony zaczerniać trzeba;)
PS - Pampeluna odpadła, Toruń odpadł. Rodzi się nowa świecka (a może jednak religijna?) tradycja. Po przegranej miasta wymieniają się pomnikami :D
poniedziałek, 4 października 2010
Katastrofa Smoleńska pół roku później
Za rosyjskimi demotywatorami:
- Ilu Polaków potrzeba do ścięcia brzozy?
- 96 i jednego Tupolewa.
- Ilu Polaków potrzeba do ścięcia brzozy?
- 96 i jednego Tupolewa.
czwartek, 30 września 2010
Rada Etyki Mediów oskarża
Agora rzuciła się na newsa, jak młody rekinek na surfera. Nic dziwnego, walka koncernów rządzi się swoimi prawami. Można przeczytać tu, news pojawił się także w koncernowym radio, a także tu, i tu.
Poczytali? Zapłonęli świętym oburzeniem? Jest piana na ustach?
No to niech teraz poczytają sobie tu.
Głupio wyszło, prawda? :P
"Widzę to co widzę i w ogóle się nie wstydzę,
niech się wstydzi ten co robi, nie ten co widzi..."
K.S.
Poczytali? Zapłonęli świętym oburzeniem? Jest piana na ustach?
No to niech teraz poczytają sobie tu.
Głupio wyszło, prawda? :P
"Widzę to co widzę i w ogóle się nie wstydzę,
niech się wstydzi ten co robi, nie ten co widzi..."
K.S.
dopalacze.com
No i Państwo się doigrało.
Zamiatanie, od wielu lat, pod dywan problemu narkotyków pięknie zaowocowało. Państwo nie doceniło polskiej zaradności. Ma teraz na głowie problem. Kurewsko poważny problem, którego nie da się załatwić jednym ruchem. Istnieje ustawa o swobodzie działalności gospodarczej, której uchwały jakiejkolwiek rady miasta, nie zmienią. Wpisywanie na listę specyfików którymi nie można handlować nic nie da. Szwadrony chemików bez problemu stworzą nowe związki (pozdrawiam Cię Piotrze, gdziekolwiek jesteś, mam nadzieję, że żyjesz w dobrym zdrowiu), o podobnym działaniu. Handel w sklepach z dopalaczami będzie kwitł.
I tak w kółko Macieju.
A przecież można było stworzyć prawo na europejskim poziomie. To i owo zalegalizować. Państwo czerpałoby profity z akcyzy. Mafia straciłaby 1/3 zysków. Pieniądze z akcyzy można by przeznaczyć na walkę ze zorganizowaną przestępczością, z narkomanią. Policja nie zajmowałaby się duperelami.
Można?
Oczywiście.
Nie możesz czegoś zwalczyć, zaakceptuj to. Nie do przyjęcia? Wszak to Привислинский край.
Lekarzom więcej problemów sprawia odtruwanie gówniarzy którzy trują się wciąż nowymi środkami, niż detoksykacja ze środków znanych.
Mamy piękny przykład efektów braku woli politycznej, braku woli brania się za bary z problemami. W tym wypadku zwrotna jest błyskawiczna, bo sytuachja jest dynamiczna [pozdrawiamy policję :)].
Strach pomyśleć jakie będą efekty zamiatania pod stół innych problemów. Służba zdrowia, emerytury. Tutaj fala jest dłuższa, ale wktoce jej grzbiet sie załamie. Jak w tsunami, efekty będa druzgocące.
Zamiatanie, od wielu lat, pod dywan problemu narkotyków pięknie zaowocowało. Państwo nie doceniło polskiej zaradności. Ma teraz na głowie problem. Kurewsko poważny problem, którego nie da się załatwić jednym ruchem. Istnieje ustawa o swobodzie działalności gospodarczej, której uchwały jakiejkolwiek rady miasta, nie zmienią. Wpisywanie na listę specyfików którymi nie można handlować nic nie da. Szwadrony chemików bez problemu stworzą nowe związki (pozdrawiam Cię Piotrze, gdziekolwiek jesteś, mam nadzieję, że żyjesz w dobrym zdrowiu), o podobnym działaniu. Handel w sklepach z dopalaczami będzie kwitł.
I tak w kółko Macieju.
A przecież można było stworzyć prawo na europejskim poziomie. To i owo zalegalizować. Państwo czerpałoby profity z akcyzy. Mafia straciłaby 1/3 zysków. Pieniądze z akcyzy można by przeznaczyć na walkę ze zorganizowaną przestępczością, z narkomanią. Policja nie zajmowałaby się duperelami.
Można?
Oczywiście.
Nie możesz czegoś zwalczyć, zaakceptuj to. Nie do przyjęcia? Wszak to Привислинский край.
Lekarzom więcej problemów sprawia odtruwanie gówniarzy którzy trują się wciąż nowymi środkami, niż detoksykacja ze środków znanych.
Mamy piękny przykład efektów braku woli politycznej, braku woli brania się za bary z problemami. W tym wypadku zwrotna jest błyskawiczna, bo sytuachja jest dynamiczna [pozdrawiamy policję :)].
Strach pomyśleć jakie będą efekty zamiatania pod stół innych problemów. Służba zdrowia, emerytury. Tutaj fala jest dłuższa, ale wktoce jej grzbiet sie załamie. Jak w tsunami, efekty będa druzgocące.
środa, 29 września 2010
Rząd chce likwidować ulgi podatkowe m.in. dziennikarzom
Premier Tusk powiedział: "Tnijmy przywileje tam, gdzie dotyczą one ludzi zamożniejszych". Mówiąc to miał na myśli dziennikarzy, artystów i naukowców. Podpierał się przykładem wybitnego publicysty, którego wycenił na 30 tys. złotych miesięcznie.
Pięknie pokazał "warszawskocentryczny" sposób postrzegania świata. Nie będę udowadniał skrajnej głupoty tego pomysłu. Tym zajęło się SDP. Pozostałe środowiska także mają swoje tuby, które wkrótce się odezwą. Premier kierowany populistyczną chęcią przypodobanie się społeczeństwu, utwierdza je w przekonaniu, o opływających w bogactwo "pismakach". Wszystko to wytłumaczyło SDP na swojej stronie, zatem nie będę powielał.
Wyobraziłem sobie reakcję i odczucia dziennikarza, powiedzmy "Tygodnika Tucholskiego" albo "Wiadomości Krajeńskich", który usłyszał słowa premiera. Spokojnie kolego, spokojnie, to tylko polityk.
Co mają zrobić dziennikarze z lokalnych dzienników i tygodników, za którymi nie stoi potęga koncernów medialnych? Ci którym daleko jest od przyjętej przez premiera średniej. Palić opony pod kancelarią premiera? Miotać w szyby kulki od łożysk? Tłuc się z policją? Chyba powinni. Doświadczenie pokazuje, że politycy szybciej klękają przed argumentem siły, niż siłą argumentów.
Ponownie po garbie mają dostać maluczcy. Ci którzy stoją na pierwszej linii boju o społeczeństwo obywatelskie. Ci do których, w pierwszym odruchu, przychodzą ludzie czujący się oszukani, pominięci, wykorzystani. Ci którzy jako pierwsi opisują nadużycia lokalnych kacyków.
Jeżeli taki jest pomysł premiera na budowanie społeczeństwa obywatelskiego, państwa prawa opartego na demokratycznych standardach, pozostaje powiedzieć tylko jedno. Tfu!
Ktoś ma jeszcze cień wątpliwości, czy rządzą nami ludzie kompletnie oderwani od rzeczywistości?
Pięknie pokazał "warszawskocentryczny" sposób postrzegania świata. Nie będę udowadniał skrajnej głupoty tego pomysłu. Tym zajęło się SDP. Pozostałe środowiska także mają swoje tuby, które wkrótce się odezwą. Premier kierowany populistyczną chęcią przypodobanie się społeczeństwu, utwierdza je w przekonaniu, o opływających w bogactwo "pismakach". Wszystko to wytłumaczyło SDP na swojej stronie, zatem nie będę powielał.
Wyobraziłem sobie reakcję i odczucia dziennikarza, powiedzmy "Tygodnika Tucholskiego" albo "Wiadomości Krajeńskich", który usłyszał słowa premiera. Spokojnie kolego, spokojnie, to tylko polityk.
Co mają zrobić dziennikarze z lokalnych dzienników i tygodników, za którymi nie stoi potęga koncernów medialnych? Ci którym daleko jest od przyjętej przez premiera średniej. Palić opony pod kancelarią premiera? Miotać w szyby kulki od łożysk? Tłuc się z policją? Chyba powinni. Doświadczenie pokazuje, że politycy szybciej klękają przed argumentem siły, niż siłą argumentów.
Ponownie po garbie mają dostać maluczcy. Ci którzy stoją na pierwszej linii boju o społeczeństwo obywatelskie. Ci do których, w pierwszym odruchu, przychodzą ludzie czujący się oszukani, pominięci, wykorzystani. Ci którzy jako pierwsi opisują nadużycia lokalnych kacyków.
Jeżeli taki jest pomysł premiera na budowanie społeczeństwa obywatelskiego, państwa prawa opartego na demokratycznych standardach, pozostaje powiedzieć tylko jedno. Tfu!
Ktoś ma jeszcze cień wątpliwości, czy rządzą nami ludzie kompletnie oderwani od rzeczywistości?
poniedziałek, 27 września 2010
26.09.2010 Katastrofa polskiego autokaru na podberlińskiej autostradzie
Dotknęła mnie osobiście. Dostałem zjeby z centrali, bo zostawiłem służbowy telefon w domu. Wiem, zarzucisz cynizm, ale jakieś intro musi być.
Teraz do meritum.
Dwie rzeczy zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Swoją drogą, rzeczy które robią Niemcy zazwyczaj robią wrażenie na Polakach ;)
Numero uno, ilość Eurocopterów po kraksie. Z tego co wiem, oczywiście mogę się mylić, w Polce latają/mają latać, 23. Eurocoptery. W Reichu, na miejscu wypadku, było ich siedem. Matematyka mówi, że to 1/3 śmigłowców które posiadamy. Nie wiem, czy w miejsce katastrofy autokaru na terenie Polski pojawiłaby się podobna ilość maszyn. Śmiem wątpić, że dyspozytor LPR, czy ktoś co się tym zajmuje, zaryzykuje przerzucenie 30% sprzętu w jedno miejsce.
Tak, tak, Niemcy są bogatsi od nas bla, bla, bla. Polski lotnik poleci na drzwiach od stodoły, a polscy lekarze to europejska awangarda, bla,bla, bla.
Numero duo, czerwony namiot, czyli polowe stanowisko ratownicze, czy jak to się tam nazywa, rozstawiony kilka metrów od mercedesa który spowodował wypadek. Oczyma wyobraźni widzę zjeby, które dostają ratownicy od proroka, który siłą rzeczy (no offence), na miejscu pojawi się ostatni. Przecież to miejsce katastrofy w ruchu lądowym, rozstawienie namiotu w takim miejscu mogło zatrzeć istotne dla dochodzenia ślady. Bla, bla, bla.
Przesadzam?
Może.
Dlaczego przesadzam?
Bo dookoła widzę, że ludzie starają się kierować zdrowym rozsądkiem.
Tylko nie tu.
PS - Powiesz, że kalam własne gniazdo? Nie. Życzę mu jak najlepiej. Szkoda, że ustawodawcy mają do niego mniej miłości niż ja.
Teraz do meritum.
Dwie rzeczy zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Swoją drogą, rzeczy które robią Niemcy zazwyczaj robią wrażenie na Polakach ;)
Numero uno, ilość Eurocopterów po kraksie. Z tego co wiem, oczywiście mogę się mylić, w Polce latają/mają latać, 23. Eurocoptery. W Reichu, na miejscu wypadku, było ich siedem. Matematyka mówi, że to 1/3 śmigłowców które posiadamy. Nie wiem, czy w miejsce katastrofy autokaru na terenie Polski pojawiłaby się podobna ilość maszyn. Śmiem wątpić, że dyspozytor LPR, czy ktoś co się tym zajmuje, zaryzykuje przerzucenie 30% sprzętu w jedno miejsce.
Tak, tak, Niemcy są bogatsi od nas bla, bla, bla. Polski lotnik poleci na drzwiach od stodoły, a polscy lekarze to europejska awangarda, bla,bla, bla.
Numero duo, czerwony namiot, czyli polowe stanowisko ratownicze, czy jak to się tam nazywa, rozstawiony kilka metrów od mercedesa który spowodował wypadek. Oczyma wyobraźni widzę zjeby, które dostają ratownicy od proroka, który siłą rzeczy (no offence), na miejscu pojawi się ostatni. Przecież to miejsce katastrofy w ruchu lądowym, rozstawienie namiotu w takim miejscu mogło zatrzeć istotne dla dochodzenia ślady. Bla, bla, bla.
Przesadzam?
Może.
Dlaczego przesadzam?
Bo dookoła widzę, że ludzie starają się kierować zdrowym rozsądkiem.
Tylko nie tu.
PS - Powiesz, że kalam własne gniazdo? Nie. Życzę mu jak najlepiej. Szkoda, że ustawodawcy mają do niego mniej miłości niż ja.
niedziela, 19 września 2010
Marsz z pochodniami i miasto szatana
Politycy PiS maszerują podczas konwencji wyborczej w Rzeszowie z pochodniami. Chichot historii, czy przemyślane działanie ukierunkowane na bardzo konkretne skojarzenia? Tradycja marszów z pochodniami jest głęboko zakorzeniona w kulturze europejskiej :)
A w Łodzi po staremu. Nie wiem co jest w tym mieście, że szatan postanowił kupić tam domek letniskowy. Sanitariusze-mordercy, dzieci w beczkach, kibole z siekierami.
Może to wpływ braku rzeki w milionowej metropolii? Nie ma Ziemi Obiecanej, nie ma pokojowego współżycia. Nie ma rzeki.
A w Łodzi po staremu. Nie wiem co jest w tym mieście, że szatan postanowił kupić tam domek letniskowy. Sanitariusze-mordercy, dzieci w beczkach, kibole z siekierami.
Może to wpływ braku rzeki w milionowej metropolii? Nie ma Ziemi Obiecanej, nie ma pokojowego współżycia. Nie ma rzeki.
środa, 8 września 2010
Walka z układem
Nauczycielka która ujawniła, że dzieci muszą klęczeć pod gazetką z religii, z rękoma w górze, straciła prace. Młody lekarz, który doniósł na profesora z którym pracował, bo patrzeć nie mógł jak staruch tonami, bez żadnych zahamowań, brał łapówy, został „zdeptany” przez swoich kolegów. Wojskowy, który miał na tyle odwagi, żeby pokazać syf w jakim toną służby mundurowe, jest szykanowany (to słowo nie oddaje całego wyrafinowanego wachlarza sposobów, w jaki można zgnoić człowieka) przez kolegów. Mieszkaniec Wąbrzeźna, który nie może wywalczyć swego, w majestacie wyroku NSA, bo w malutkim miasteczku, cała „elita” baluje na weselach i” urodzinkach” u wspólnych znajomych. Mamy jedne z najdroższych autostrad, bo wszyscy kręcą lody, na dojnej krowie, jaką jest skarb państwa. Oczywiście w majestacie prawa.
Chcecie więcej? Mogę bez końca. Przykłady nie tak rzadkie czy odosobnione, jak decydenci starają się nas przekonać. Ważne, żeby „ciemny lud” klęczał ze zgiętym karkiem, najlepiej z mordą na kłódkę.
To tłumaczy, dlaczego Jarek przegrał swoją walkę z wszechobecnym układem. Błąd a priori. Prawda jest taka, że w Polsce nie ma wielkiego układu. Są dziesiątki, setki tysięcy małych układzików. Wszędzie. Służbowych, medycznych, towarzyskich, lokalnych, dziennikarskich, regionalnych, policyjnych, biznesowych, familijnych. Gdzie się nie obrócić.
Masz ochotę z tym walczyć? Chcesz się kopać z koniem, z perspektywą, że gdy dziennikarze odjadą, a prokuratura umorzy, koń odda, tak że Ci bokiem wyjdzie?
No właśnie...
Dalej zatem będziemy dryfować, po morzu bylejakości, samozadowolenia i tumiwisizmu, w Bóg raczy wiedzieć jakim kierunku. Ahoj!
A ty młody, skocz zrobić kawkę, bo stare wróble muszą wykroić sobie porządny kawał tortu.
Chcecie więcej? Mogę bez końca. Przykłady nie tak rzadkie czy odosobnione, jak decydenci starają się nas przekonać. Ważne, żeby „ciemny lud” klęczał ze zgiętym karkiem, najlepiej z mordą na kłódkę.
To tłumaczy, dlaczego Jarek przegrał swoją walkę z wszechobecnym układem. Błąd a priori. Prawda jest taka, że w Polsce nie ma wielkiego układu. Są dziesiątki, setki tysięcy małych układzików. Wszędzie. Służbowych, medycznych, towarzyskich, lokalnych, dziennikarskich, regionalnych, policyjnych, biznesowych, familijnych. Gdzie się nie obrócić.
Masz ochotę z tym walczyć? Chcesz się kopać z koniem, z perspektywą, że gdy dziennikarze odjadą, a prokuratura umorzy, koń odda, tak że Ci bokiem wyjdzie?
No właśnie...
Dalej zatem będziemy dryfować, po morzu bylejakości, samozadowolenia i tumiwisizmu, w Bóg raczy wiedzieć jakim kierunku. Ahoj!
A ty młody, skocz zrobić kawkę, bo stare wróble muszą wykroić sobie porządny kawał tortu.
niedziela, 29 sierpnia 2010
Powódź 2010
, i jej podglądacze
Bardzo fajny artykuł o powodziowym podglądactwie. O wycieczkach ludzi stęsknionych widoku tragedii. Skojrzyło mi się trochę z gapiami na wypadkach. Choćby wypadek w środku lasu, zawsze znajdą się ciekawscy. Na rowerze, grzybiarze, ludzie z lasu, z dzieckiem na ręku. Spragnieni czegoś niecodziennego. Gapie.
Fotoreporterzy doskonale wiedzą o o chodzi. Ci którzy stoją z aparatami w komórkach.
Cholera. Pod artykułem taki link. Admin ponownie się nie ogarnął :/
Bardzo fajny artykuł o powodziowym podglądactwie. O wycieczkach ludzi stęsknionych widoku tragedii. Skojrzyło mi się trochę z gapiami na wypadkach. Choćby wypadek w środku lasu, zawsze znajdą się ciekawscy. Na rowerze, grzybiarze, ludzie z lasu, z dzieckiem na ręku. Spragnieni czegoś niecodziennego. Gapie.
Fotoreporterzy doskonale wiedzą o o chodzi. Ci którzy stoją z aparatami w komórkach.
Cholera. Pod artykułem taki link. Admin ponownie się nie ogarnął :/
czwartek, 26 sierpnia 2010
ESK Bydgoszcz
Są lepsi niż Toruń kandydaci do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury. To pewnik. Wiadomo, że nic Polaka tak nie cieszy, jak nieszczęście bliźniego, śpieszę zatem donieść, że nie jesteśmy najgorsi ;)
fot: Express Bydgoski
PS - Mieszkańcom Bydgoszczy współczuję idiotów niszczących "funkel nówkę" stadion.
fot: Express Bydgoski
PS - Mieszkańcom Bydgoszczy współczuję idiotów niszczących "funkel nówkę" stadion.
poniedziałek, 2 sierpnia 2010
Jose Carreras - Toruń ESK 2016
Na toruńskiej Motoarenie pojawił się jeden z trzech wielkich tenorów.
Dobrze, że się pojawił. A po co i dlaczego się pojawił?
Szczerze wątpię, że JEDNA wizyta znanego na świecie śpiewaka, ugruntuje wizerunek Torunia, jako kulturą ociekającego. Może zatem chodzi o poklepywanie się po plecach, i poprawianie nastroju? Tak, tak, zrobiliśmy co mogliśmy. Przecież był nawet Carreras. Jak śmiecie zarzucać nam brak pomysłów, i niespójność wizji?! To potwarz!
I idąc dalej tym, skądinąd charakterystycznym, tokiem rozumowania.
Jak to, zbudowaliśmy za 96 mln złotych stadion tylko do żużla?! Przecież był Carreras! Jak to, nie potrzeba zadaszenia?! A jak znowu przyjedzie Carreras, i będzie padało?! Udowodnijcie, że się mylę. Zorganizujcie koncert na którym będą tłumy. Niech żadne miejsce na trybunach i murawie nie będzie puste. Niech zabraknie biletów na trzy tygodnie przed koncertem. Niech koniki sprzedają w dzień koncertu bilety za bajońskie sumy. To będzie miarą sukcesu.
Co do zadaszenia, jestem przekonany, że zrobienie zadaszenia na etapie budowy, byłoby tańsze, niż robienie go teraz. Dawno temu Kaczmarski śpiewał: " że nie o to chodzi, kto komu gdzie szkodzi, lecz o to - po ile dolary."
Mniejsza z tym. To co najbardziej rozczarowało, to pustki. Spodziewałem się dzikich tłumów. Rozemocjonowanych ludzkich twarzy wyczekujących muzycznej uczty. Zamiast tego, widziałem wolne krzesełka, i koników sprzedających niechciane bilety, zafundowane im przez zakład pracy.
Przykre, widocznie nie było to tak głośne w Polsce wydarzenie, jak starano się nam wmówić.
Optymistyczny akcent na koniec. Pozdrowienia dla pana z długimi włosami i radyjkiem, który zajmował się, między innymi, obsługą mediów. Bardzo konkretny, profesjonalny, i rzeczowy facet. Od razu widać, że nie z stąd :)
Dobrze, że się pojawił. A po co i dlaczego się pojawił?
Szczerze wątpię, że JEDNA wizyta znanego na świecie śpiewaka, ugruntuje wizerunek Torunia, jako kulturą ociekającego. Może zatem chodzi o poklepywanie się po plecach, i poprawianie nastroju? Tak, tak, zrobiliśmy co mogliśmy. Przecież był nawet Carreras. Jak śmiecie zarzucać nam brak pomysłów, i niespójność wizji?! To potwarz!
I idąc dalej tym, skądinąd charakterystycznym, tokiem rozumowania.
Jak to, zbudowaliśmy za 96 mln złotych stadion tylko do żużla?! Przecież był Carreras! Jak to, nie potrzeba zadaszenia?! A jak znowu przyjedzie Carreras, i będzie padało?! Udowodnijcie, że się mylę. Zorganizujcie koncert na którym będą tłumy. Niech żadne miejsce na trybunach i murawie nie będzie puste. Niech zabraknie biletów na trzy tygodnie przed koncertem. Niech koniki sprzedają w dzień koncertu bilety za bajońskie sumy. To będzie miarą sukcesu.
Co do zadaszenia, jestem przekonany, że zrobienie zadaszenia na etapie budowy, byłoby tańsze, niż robienie go teraz. Dawno temu Kaczmarski śpiewał: " że nie o to chodzi, kto komu gdzie szkodzi, lecz o to - po ile dolary."
Mniejsza z tym. To co najbardziej rozczarowało, to pustki. Spodziewałem się dzikich tłumów. Rozemocjonowanych ludzkich twarzy wyczekujących muzycznej uczty. Zamiast tego, widziałem wolne krzesełka, i koników sprzedających niechciane bilety, zafundowane im przez zakład pracy.
Przykre, widocznie nie było to tak głośne w Polsce wydarzenie, jak starano się nam wmówić.
Optymistyczny akcent na koniec. Pozdrowienia dla pana z długimi włosami i radyjkiem, który zajmował się, między innymi, obsługą mediów. Bardzo konkretny, profesjonalny, i rzeczowy facet. Od razu widać, że nie z stąd :)
czwartek, 13 maja 2010
Toruń przeprasza za Radio Maryja
Dlaczego nie lubię ojca Rydektora?
Nie lubię za wykorzystywanie ludzi. Zawłaszczył staruszków, bo system nie zaoferował im alternatywy. Tedeo znalazł niszę. Cóż, biznesman.
Nie lubię ze nienawistny język. Gdy "Piszczałka" zyskała w moich oczach, Tedeo powiedział: "A to, co dzisiaj się stało, to jest skandal. Nie nazywajmy tego inaczej. To są osoby publiczne. Nie nazywajmy nigdy, że szambo jest perfumerią."
Nade wszystko nie lubię go, bo zniszczył piękny brand któremu na imię było Toruń.
Dawnymi czasy, gdzie nie pojechałem (wyłączając z wiadomych względów Bydgoszcz:)) słyszałem tą samą śpiewkę: Krzyżacy, pierniki, Kopernik, znam, byłem na wycieczce. Miło, sympatycznie, serdecznie.
Teraz naszym znakiem firmowym jest Tedeo.
Mam serdecznie dość tłumaczenia, że nie wszystkie babcie w Toruniu chodzą w moherach, że mamy tego ksenofobicznego harcownika, kryjącego się za zakonną kiecką, po dziurki w nosie.
Budować na nim nowy mit, kretyńskie. Wymazać go, niemożliwe.
Chcę z powrotem Krzyżaków, pierników i Kopernika.
Bez Tadeusza.
Nie lubię za wykorzystywanie ludzi. Zawłaszczył staruszków, bo system nie zaoferował im alternatywy. Tedeo znalazł niszę. Cóż, biznesman.
Nie lubię ze nienawistny język. Gdy "Piszczałka" zyskała w moich oczach, Tedeo powiedział: "A to, co dzisiaj się stało, to jest skandal. Nie nazywajmy tego inaczej. To są osoby publiczne. Nie nazywajmy nigdy, że szambo jest perfumerią."
Nade wszystko nie lubię go, bo zniszczył piękny brand któremu na imię było Toruń.
Dawnymi czasy, gdzie nie pojechałem (wyłączając z wiadomych względów Bydgoszcz:)) słyszałem tą samą śpiewkę: Krzyżacy, pierniki, Kopernik, znam, byłem na wycieczce. Miło, sympatycznie, serdecznie.
Teraz naszym znakiem firmowym jest Tedeo.
Mam serdecznie dość tłumaczenia, że nie wszystkie babcie w Toruniu chodzą w moherach, że mamy tego ksenofobicznego harcownika, kryjącego się za zakonną kiecką, po dziurki w nosie.
Budować na nim nowy mit, kretyńskie. Wymazać go, niemożliwe.
Chcę z powrotem Krzyżaków, pierników i Kopernika.
Bez Tadeusza.
czwartek, 15 kwietnia 2010
Katastrofa w Smoleńsku + 5dni, 6 godzin i kilka minut
Mogło być tak pięknie. Wyszło jak zwykle.
Wystarczyły zaledwie 82 godziny, żeby pojawił się pierwszy zatruwający wzniosłą atmosferę smrodek. We wtorek wieczorem pierwsze informacje. Kaczyńscy będą pochowani na Wawelu. Szkoda, że ktoś nie przeanalizował sytuacji. Przez pychę, może arogancję, może głupotę, a może strach pomyśleć, było to zatrucie polityką tak doniosłej chwili. Może jest tak, że ktoś zaślepiony smutkiem prze, niczym taran, nie zważając na nic, by osiągnąć swój cel. Wiem, że te słowa pasują do Jarosława, ale to nie jego mam na myśli.
Wszyscy braliśmy pod uwagę cztery lokalizacje. W kolejności, od najgorszej (według mnie):
1) Świątynia Opatrzności Bożej (gospodarze tego przybytku zachowują się, jak zbieracze relikwii)
2) Kościół katedralny pod wezwaniem św. Wacława I św. Stanisława w Krakowie (jest coś niestosownego w grzebaniu (pomimo wielokrotnych zapewnień kleru, że nie ma tam miejsca) prezydenta wśród koronowanych głów)
3) Cmentarz Powązkowski (witaj Lechu wśród swoich)
4) Bazylika archikatedralna św. Jana Chrzciciela (witaj Lechu wśród swoich, równych Ci majestatem)
Wiadomość o miejscu pochówku przyjąłem, ale nie zaakceptowałem. Nie pójdę protestować, przeciwko tej decyzji, bo nie czas i miejsce ku temu, jestem natomiast wdzięczny nielicznym głosom protestu. Nikt nie będzie mógł wciskać nam że decyzja była jednogłośna. Przykre, że osoba, która naciskała na podjęcie takiej decyzji nie chce się do tego przyznać. Przerzucanie od Dziwisza do kancelarii, od kancelarii do rodziny. I jakoś nie podejrzewam o to Marty Kaczyńskiej.
Cholernie przykre, że nikt nie pomyślał, że ten durny, ckliwy, ale dumny narodek potrafi oddzielić króla od prezydenta. Potrafi z wielką dozą szacunku, choć trzeźwo, spojrzeć na prezydenturę Lecha Kaczyńskiego i starać się ją ocenić. Pomimo łez zalewających oczy powiedzieć, chwileczkę, coś tu nie gra, jak sensownie uzasadnicie swoje decyzje?
Nie rozumiem tego posunięcia, nie podoba mi się, ale akceptuję. Stało się.
Oczywiście znajdą się i tacy którzy odmówią mi prawa do wypowiadania się w tym temacie, bo mówiłem, że to nie mój prezydent. Mam ich dokładnie w tym samym miejscu w którym ludzi węszących spisek, lub dziennikarzy zadających pytanie, czy po katastrofie Tupolewa na miejscu wypadku słychać było strzały.
Polacy klęskę przekuwają w wygraną, a głupotę nazywają zrządzeniem niebios
Czy jest na świecie naród, który potrafi jednym zamachem zmieść dwóch prezydentów, całe dowództwo armii, dołożyć kilkunastu posłów i senatorów, posypać garścią oficerów BOR, dodać prezesa NBP i kilku innych, w gruncie rzeczy historycznych postaci?
Oczywiście pierwszy bym krzyczał, że Kaczor kupił sobie nowe samoloty, że wozi się ze swoimi przydupasami trzema samolotami zamiast jednym.
Czy mam czuć winę, że kierujący się populizmem politycy nie mieli jaj, żeby zignorować moje i innych pohukiwania? Czy mam czuć winę, że pragnienie przypodobania się tłumowi uniemożliwia podjęcie trudnych, lecz potrzebnych decyzji? Nie, bo ten sam sposób myślenia, pragnienie zachowania władzy sprawia, że ważne i potrzebne decyzje nie są podejmowane. Władza to nie tylko dietki, rauty i przywileje. To też umiejętność podejmowania decyzji wbrew tłumom, dla ich dobra.
Przez głupotę, pozbawiliśmy się przedstawicieli wszystkich aspektów państwowości. Głowa państwa, wojska, finansów, duchowieństwo, sport, sztuka, żywe legendy historii polski starszej i nowszej. I co? I nic. Najjaśniejsza Rzeczpospolita trwa!
Rozmawiałem w Bydgoszczy z facetem, który opowiadał o dziadku. Dziadek ma przeszło 90 lat, i doskonałą pamięć. Jest przerażony. Z doświadczenia wie, jak tego typu przesilenia kończyły się dla Polski. Ja natomiast mam komfort. Nie będę musiał iść na wojnę, spekulanci finansowi nie zaatakowali złotówki, pod granicami nie czają się wraże wojska, które chciałby wykorzystać chwilę naszej słabości. NAJJAŚNIEJSZA RZECZPOSPOLITA TRWA.
Rosjanie „sprawę polską” mają załatwioną
Ciężko uwierzyć mi w szczerość gestów doskonale wyszkolonego oficera KGB. Rosjanie robią co muszą, aby wyjść z tego z twarzą, oddalić od siebie cień jakiegokolwiek podejrzenia. Bardziej interesuje mnie, czy my i Rosjanie, zwyczajni ludzie znajdziemy wspólny język. Oni zrozumieją o co tym Polakom chodzi, my przestaniemy patrzeć bykiem na sowieckich dzikusów, którzy karbowali nam przez dziesięciolecia skórę.
Swoim zachowaniem rząd rosyjski w sprytny sposób wytrąca nam oręż z ręki. Ciężko będzie po tym wszystkim, negocjować cokolwiek z rosyjskim rządem, nie narażając się na zarzut niewdzięczności, małostkowości i kłótliwości. Może i wbiliśmy światu w głowę kto kogo mordował w Katyniu, ale cena była chyba za wysoka. Jeżeli będą w nią wliczone partnerskie stosunki polsko–rosyjskie, łatwiej będzie mi to przełknąć.
Coś mi mówi, że wrócimy do złej normy, i to coś podpowiada mi, że z naszej, a nie rosyjskiej winy.
Lech Kaczyński postawił kropkę nad i
Nigdy bym nie pomyślał, że ten niezbyt lubiany polityk sprawi, że Polacy staną ponad polityką (tzn. „ciemny lud”, bo nie cała elita wykazała tyle wyczucia).
Wszyscy wiemy, że prawda o Katyniu była oczkiem w głowie Prezydenta. Większość Polaków myśli podobnie, Lech Kaczyński uparł się, żeby lądować. Nikt nie mówi tego ze złośliwością, przekąsem. Staram się, choć odrobinę, wejść w jego buty. Jesteś politykiem, za którym delikatnie mówiąc połowa społeczeństwa nie przepada. Wiecznie spóźniającym się prezydentem, którego flota powietrzna co i rusz się psuje. Wszyscy, na każdym kroku, to wytykają. Te cholerne spóźnienia. Lecisz na uroczystość, o której marzyłeś od zawsze. Lecisz zwieńczyć sukcesem swoje dzieło. Liczysz na zakończenie sporu, który dzielił Polskę i Rosję przez dziesiątki lat.
Mogę jedyni gdybać, jak wyglądała sytuacja na pokładzie prezydenckiego samolotu. Postawić się w roli pilota. Jesteś elitą wśród polskich pilotów, którzy są elitą wśród pilotów światowych. Jesteś oficerem, który ma obowiązek wypełniać polecenia przełożonych. Masz na pokładzie swoich dwóch najwyższych przełożonych. Przypuszczam, że pewne polecenia wydaje się w specyficzny sposób. Może brzmiało to tak: „ Pan Prezydent pragnie znaleźć się na uroczystości punktualnie”, albo „Pan Prezydent będzie niepocieszony, jeśli spóźni się na obchody.” . Nie wiem. Wiem natomiast, że działanie pod presją może skończyć się tragedią. 10 kwietnia 2010 roku krążąc nad Smoleńskim lotniskiem presję odczuwali wszyscy.
Gdyby ktoś mi powiedział, że zapłaczę po Kaczyńskim to bym go wyśmiał. Nigdy nie życzyłem mu śmierci, z pewnością byłem jednym z tych którzy nie życzyli mu najlepiej. Odnoszę wrażenie, że los dał nam policzek za nasze wredne charakterki. Pokazał co może się wydarzyć, gdy tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi komuś, co jakiś czas, złorzeczą.
Ten sam upór który, prawdopodobnie, nakazał pilotowi lądować, ten sam który nie pozwalał bić czołem przed Moskwą, spowodował, że Prezydent dopiął swego i wyrył w świadomości świata nazwę Katyń. Fakt jest bezdyskusyjny. Nikt już nie będzie się zastanawiał kto był tam oprawcą, a kto ofiarą. Nikt, nigdy nie będzie miał wątpliwości co działo się 70 lat temu w katyńskim lasku.
Lech Kaczyński walczył o tę pamięć, i tę walkę wygrał.
Jarosław Kaczyński wkroczył na drogę bez powrotu
Wyraz twarzy Jarosława Kaczyńskiego w środku nocy, w miejscu gdzie mu zginął braciak… przerażający. Rozumiem i współczuję. Oglądanie zwłok brata-bliźniaka musi być czymś strasznym. Przeraził mnie tylko wyraz niesamowitego zacięcia, szaleństwa niemalże, który dostrzegłem na jego twarzy, w jego wzroku. Nie chciałbym, aby w Jarku wzięła górę ciemna strona jego natury. Teraz, gdy nie ma nic do przegrania, w poczuciu narodowego mesjanizmu, wpychając rękoma i nogami swego brata do panteonu polskich męczenników. Boję się pana Hyde, którego widywałem, a teraz ma szansę ująć ster w dłonie.
Baaaardzo, bardzo chciałbym za jakiś czas powiedzieć sobie, w tym miejscu się myliłeś i wypisywałeś głupoty.
Zagadnienie tak rozległe, że nie sposób go ogarnąć. Do żelaznego zestawu „rozmów polskich”, czyli religia, zdrowie i polityka dodaliśmy jeszcze jeden punkt. Tragedia w Smoleńsku. Zapewniliśmy sobie temat do rozmów na wiele, wiele lat. Mamy tragedię, mam nadzieję na naturalnie przychodzące po niej katharsis.
Rodzinom i najbliższym ofiar katastrofy wyrazy głębokiego współczucia.
- Jak Ci się żyje w Polsce z jednym Kaczyńskim?
- Wiesz stary, tak se…
PS – Do urzędników. Jeśli naprawdę zależy Wam na scementowaniu społeczeństwa, a nie na pustych gestach nadajcie mostom, centrom festiwalowym, placom, czy co tam jeszcze wymyślicie, imię Pani Prezydentowej. Musielibyście być ślepi, żeby nie widzieć jak JEDNOZNACZNIE DOBRZE wspomina ją naród.
sobota, 10 kwietnia 2010
Smoleńsk 10.04.2010, Tragedia w przeklętym dla Polaków miejscu
Tyle razy się o tym fantazjowało, tyle żartowało, a gdy się stało przychodzi myśl, że jesteśmy w narodem w nadzwyczajny sposób dotykanym przez los.
Bezprecedensowa tragedia.
Żal Marii Kaczyńskiej. Najsympatyczniejsza i najrozsądniejsza w tym politycznym burdelu.
Lista ofiar:
Prezydent Lech Kaczyński
Małżonka prezydenta Maria Kaczyńska
Ostatni prezydent RP na Uchodźstwie Ryszard Kaczorowski
Wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra
Wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński
Wicemarszałek Senatu Krystyna Bochenek
Władysław Stasiak Szef Kancelarii Prezydenta
Aleksander Szczygło szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego
Paweł Wypych z Kancelarii Prezydenta
Mariusz Handzlik z Kancelarii Prezydenta
Wiceminister Spraw Zagranicznych Andrzej Kremer
Wiceminister Obrony Narodowej Stanisław Komorowski
Wiceminister Kultury Tomasz Merta
Szef Sztabu Generalnego WP Franciszek Gągor
Sekretarz Generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik
Prezes Stowarzyszenia Wspólnota Polska Maciej Płażyński
Dyrektor Protokołu Dyplomatycznego Mariusz Kazana
Posłowie:
Lepszek Deptuła (PSL)
Grzegorz Dolniak (PO)
Grażyna Gęsicka (PiS)
Przemysław Gosiewski (PiS)
Sebastian Karpiniuk (PO)
Izabela Jaruga-Nowacka (Lewica)
Zbigniew Wassermann (PiS)
Aleksandra Natalli-Świat (PiS)
Arkadiusz Rybicki (PO)
Jolanta Szymanek-Deresz (Lewica)
Wiesław Woda (PSL)
Edward Wojtas (PSL)
Senatorowie:
Janina Fetlińska (PiS)
Stanisław Zając (PiS)
Osoby towarzyszące:
Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski
Prezes NBP Sławomir Skrzypek
Prezes IPN Janusz Kurtyka
Kierownik Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Janusz Krupski
Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Joanna Agatka-Indecka
Doradca prezydenta Jan Krzysztof Ardanowski
Kapelan prezydenta Roman Indrzejczyk
Barbara Mamińska z Kancelarii Prezydenta
Zofia Kruszyńska-Gust z Kancelarii Prezydenta
Izabela Tomaszewska z Kancelarii Prezydenta
Katarzyna Doraczyńska z Kancelarii Prezydenta
Dariusz Gwizdała z Kancelarii Prezydenta
Jakub Opara z Kancelarii Prezydenta
Kanclerz Orderu Wojennego Virtutti Militari, generał brygady Stanisław Nałęcz-Komornicki
Członek Kapituły Orderu Wojennego Virtutti Militari podpułkownik Zbigniew Dębski
Prezes Światowego Związku Żołnierzy AK Czesław Cywiński
Ksiądz Ryszard Rumianek, rektor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Piotr Nurowski
Anna Walentynowicz
Janina Natusiewicz-Miller
Janusz Zakrzeński
Adam Kwiatkowski
Marcin Wierzchowski
Maciej Jakubik
Tadeusz Stachelski
Dariusz Jankowski
Kancelaria Prezydenta:
Marzena Pawlak
Lekarz prezydenta Wojciech Lubiński
Tłumacz języka rosyjskiego Aleksander Fedorowicz
Ordynariusz polowy Wojska Polskiego, ksiądz generał Tadeusz Płoski
Prawosławny ordynariusz Wojska Polskiego, arcybiskup Miron Chodakowski
Ewangelickie duszpasterstwo polowe - ksiądz pułkownik Adam Pilch
Ordynariat Polowy Wojska Polskiego - ksiądz podpułkownik Jan Osiński
Sekretarz generalny Związku Sybiraków Edward Duchnowski
Ksiądz prałat Józef Gostomski
Prezes stowarzyszenia Parafiada ksiądz Józef Joniec
Kapelan warszawskiej Rodziny Katyńskiej ksiądz Zdzisław Król
Kapelan Federacji Rodzin Katyńskich ksiądz Andrzej Kwaśnik
Kombatanci:
Tadeusz Lutoborski
Prezes Polskiej Fundacji Katyńskiej Zenona Mamontowicz-Łojek
Prezes Komitetu Katyńskiego Stefan Melak
Wiceprzewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Stanisław Mikke
Bronisława Orawiec-Rössler
Katarzyna Piskorska
Prezes Federacji Rodzin Katyńskich Andrzej Sariusz-Skąpski
Wojciech Seweryn
Leszek Solski
Fundacja Golgota Wschodu Teresa Walewska-Przyjałkowska
Gabriela Zych
Ewa Bąkowska
Anna Borowska
Bartosz Borowski
Dariusz Malinowski
Przedstawiciele sił zbrojnych RP:
Dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych generał Bronisław Kwiatkowski
Dowódca Sił Powietrznych RP generał broni Andrzej Błasik
Dowódca Wojsk Lądowych RP generał dywizji Tadeusz Buk
Dowódca Wojsk Specjalnych generał dywizji Włodzimierz Potasiński
Dowódca Marynarki Wojennej generał Andrzej Karweta
Dowódca Garnizonu Warszawa generał brygady Kazimierz Gilarski
Funkcjonariusze BOR:
Jarosław Lorczak
Paweł Janeczek
Dariusz Michałowski
Piotr Nosek
Jacek Surówka
Paweł Krajewski
Artur Francuz
Marek Uleryk
Cześć ich pamięci.
Szkoda, że dziennikarze TVN 24 popadają w jakiś płaczliwy ton. Co najmniej, jakby ich osierocono. Żądam profesjonalizmu :/
PS - Jest straszliwe ryzyko, że w Polsce pojawią się ulice Wassermana, czy Gosiewskiego.
czwartek, 1 kwietnia 2010
środa, 24 marca 2010
sobota, 6 marca 2010
środa, 3 marca 2010
Tego się nie da wytłumaczyć
Każdy koń najlepiej wie jak ciężki jest jego wóz. Zaprzęgnij się na sekundę do mojego. Huhuhu.
wtorek, 2 marca 2010
Bohaterowie ZSRR
czwartek, 25 lutego 2010
poniedziałek, 22 lutego 2010
Pogrzeb Kopernika Toruń
Subskrybuj:
Posty (Atom)